Wydarzenia


Ekipa forum
Boczne ognisko
AutorWiadomość
Boczne ognisko [odnośnik]26.09.15 22:24

Boczne ognisko

Palenisko na plaży nieco oddalone od głównego, mniejsze, nie tak okazałe i usytuowane bardziej na uboczu, lecz nie mniej tłumnie nawiedzane w okresie festiwalu lata organizowanego corocznie przez Prewettów. Przez cały rok kamienne palenisko stoi nieużywane, lecz początkiem sierpnia otula się potężnym ogniem, w okół którego przy subtelnych dźwiękach lutni po zmroku tańczą przybyli czarodzieje.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Boczne ognisko Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
1: Boczne ognisko. [odnośnik]17.10.15 0:41
Po niespełna dwóch godzinach byłem niesamowicie zmęczony grzecznościowymi rozmowami z osobami, z którymi na co dzień poza dzień dobry nie utrzymuję innych kontaktów. Artur najprawdopodobniej przepadł gdzieś ze swoimi znajomymi, zostawiając mnie na pastwę bliższej i dalszej rodzinny. Gdy tylko Prewettowie i goście stracili zainteresowanie moją osobą, na rzecz rozpoczynających się atrakcji, bez większego żalu skierowałem się w stronę oddalonego ogniska od głównej biesiady.

Morze było kojąco spokojne, a wilgotne powietrze niosło zapach polnych kwiatów. Na fioletowym niebie coraz wyraźniej pokazywały się gwiazdy, nieopodal podniosły koncert grały świerszcze. Posiadłość w Weymouth na przylegających do niej plażach posiadała kilka kamiennych palenisk i choć wszystkie zachwycały jako idealne miejsce do biesiady, to jednak to najbardziej oddalone znajdowało się w najpiękniejszej scenerii. Czasami, gdy przyjeżdżaliśmy tu w odwiedziny, jeszcze jako rodzina, ojciec w tym miejscu rozpalał ognisko i pozwalał nam do późna siedzieć i słuchać opowieści starszyzny. Dopóki nie przeprowadziliśmy się od dziadków do własnego domu, podczas tych letnich wieczorów towarzyszyła nam moja matka, co chwila czuwająca, czy nie jest nam za zimno.

Mimowolnie uśmiecham się do tych okruchów jakie pozostały mi po wspomnieniach mojej rodziny. Matka dotrzymała słowa, nie pojawiając się na Festiwalu, a o ojcu nie chciałem myśleć. Pewnie czaruje gdzieś naiwną kobietę, by jeszcze przed ranem porzucić ją bez słowa. W duchu modliłem się o to, by go nie spotkać. Nasze rzadkie rozmowy zazwyczaj były kłótniami.

Gwar ludzi był tutaj jedynie szumem. Ogień przyjemnie ogrzewał mi twarz. Zaczynałem się poważnie zastanawiać, czy nie uciec do domu. Esus co prawda dostał swój przydział jedzenia i wody, wolałem jednak jego poczciwe i wierne towarzystwo, od rzeszy nieznanych mi czarodziejów. Poza tym na stole cięgle leżał wolumin, który od miesiąca tłumaczyłem z run na angielski. Może to dobry wieczór, by wreszcie dokończyć pracę?

Gość
Anonymous
Gość
Re: Boczne ognisko [odnośnik]17.10.15 16:42
| z wejścia

Gorące słońce skrzyło się na bezchmurnym niebie. Towarzyszyło im, kiedy zgrabnie omijali pogrążonych w rozmowie czarodziejów, arystokratów wymieniających wyświechtane uprzejmości i dzieci w kolorowych sukienkach i z kwiatami we włosach lawirujące wśród nóg niezauważających ich dorosłych. Przestrzeń względnie wolną od ludzi znaleźli dopiero - o ironio - nieopodal jednego z ognisk, które wraz z zapadnięciem nocy rozświetlić miały mrok. Dźwięki harfy tliły się w powietrzu, tkając podniosły, wręcz teatralny nastrój festiwalu miłości. Garrett zamiast motyli obijających się o żołądek czuł jednak wyłącznie zmęczenie; miał wrażenie, że wkrótce od kiwania głową wszystkim znajomym i tym dostojnikom, z którymi wypadało się przywitać (nawet jeśli nie żywił wobec nich żadnych cieplejszych uczuć), dostanie zakwasów w szyi i mimowolnego, paralitycznego skrętu mięśni.
Płomienie ogniska lizały wysuszone gałęzie, tańczyły w powietrzu niemal w rytm błogiej muzyki; Garrett wbił w nie wzrok, pozwalając myślom błądzić po ciemnych odmętach wspomnień. Lubił smak milczenia, delektował się każdą chwilą, kiedy na jego języku nie musiały gościć starannie ważone słowa. Wizja kolejnych kilkudziesięciu lat spędzonych na usłużnych półsłówkach mających na celu usatysfakcjonować Dianę (i całą rodzinę wokół; momentami Garrett bywał pozornym konformistą, woląc kilkakrotnie kiwnąć wbrew sobie głową, zgadzając się z uśmiechem na polecenia - tylko po to, aby i tak wszystko zrobić po swojemu) zdawała się nie tyle absurdalna, co po prostu nieznośna. Nie był pewien, czy mógłby tak żyć - zaplątany w siatkę pozorów, ze sztucznym uśmiechem na twarzy, złością rodzącą się w sercu, nie sprzeciwiając się okolicznościom zmuszającym go do kapitulacji i dobrowolnego złożenia broni.
Wysłał narzeczonej półuśmiech - może trochę wymuszony? - rozmyślając o tym, że może rzeczywiście powinien się ukorzyć, zapomnieć o rewolucyjnych nastrojach, wielkiej polityce, małych głupcach Zakonu. Dla jej dobra, dla dobra rodziny... Jednak czy mógłby się poddać, nie zdążając jeszcze działać, wbrew własnemu sumieniu poddać się fali, zacisnąć zęby i kontynuować życie z zamkniętymi oczami, udając, że nie widzi rozpadu czarodziejskiego świata? Czy umiał samolubnie zapomnieć o wyższych celach, zdusić niezdrowy altruizm i żyć dalej w więzieniu kłamstw?


a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

Garrett Weasley
Garrett Weasley
Zawód : auror
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
żyjąc - pomimo
żyjąc - przeciw
wyrzucam sobie grzech niepamięci
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Boczne ognisko Tumblr_o0qetnbY2m1rob81ao9_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t597-garrett-weasley https://www.morsmordre.net/t627-barney#1770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f112-st-martin-s-lane-45-3 https://www.morsmordre.net/t2785-skrytka-bankowa-nr-122#44963 https://www.morsmordre.net/t975-garrett-weasley#5311
Re: Boczne ognisko [odnośnik]17.10.15 21:00
Wiem, dlaczego tu przyszłam. A raczej dla kogo. Gdy więc staram się przebić przez całą śmietankę towarzyską Wielkiej Brytanii w poszukiwaniu mojego przyjaciela, to właśnie sobie powtarzam. Festiwal organizowany przez Prewettów to nie miejsce dla takich jak ja, w czym tylko się utwierdzam spoglądając na wystrojone szlachcianki. Nawet w swojej najlepszej sukience prezentuję się przy nich dość biednie, nerwowo poprawiając pastelową sukienkę. Że też musiałam obiecać Ignatiusowi, że przyjdę! Święto miłości i zakochanych to naprawdę ostatnie miejsce na świecie, w którym mam ochotę teraz być, ale czego nie robi się dla najdroższych naszemu sercu?
Nie mam pojęcia, jak długo błąkam się po wyspie Weymouth, nim wreszcie w oddali dostrzegam znajomą sylwetkę. Nieśpiesznie zbliżam się do niego i nie zważając na to, że w swoim odruchu może mu zrobić krzywdę, zasłaniam mu oczy dłońmi.
- Zatańcz ze mną, Ignatiusie - witam go radosnym tonem, choć w głębi ducha wcale nie jest mi do śmiechu. Dopiero po chwile zabieram ręce, umożliwiając mu zobaczenie mnie w pełnej krasie. - Przepraszam, że nie zdążyłam na Twoją przemowę, musiałam zostać dłużej w pracy. Jestem jednak pewna, że poszło Ci wyśmienicie - mówię łagodnie i czule dotykam jego policzka, naprawdę czuję się paskudnie z myślą, że zostawiłam przyjaciela samego w tak ważnym dla niego momencie.


stylóweczka
Gość
Anonymous
Gość
Re: Boczne ognisko [odnośnik]18.10.15 0:47
Mijani ludzie byli niczym inna rzeczywistość, którą miałam okazję dostrzec przez czysty przypadek. Świetnie się bawili, rzucali prawdziwe oraz fałszywe uśmiechy, rozmawiali, kochali się, przyjaźnili, wspominali i planowali. Innymi słowy – żyli, ja zaś...
Nie wiem, nie mam pojęcia, jak mogłabym nazwać swój stan. Nie byłam martwa, choć się taką czułam. Niczym duch, który nawiedza spróchniałe mury swego dawnego domostwa. Przemykałam wśród ścian posiadłości Crouchów, by zawsze ostatecznie wpaść do swojej groty nieszczęścia i zamykać się w niej na resztę dnia, śpiąc, czytając księgi o zaklęciach, nieco ćwicząc, coś tam tańcząc i zdecydowanie zbyt dużo myśląc. Myślenie mnie dobijało, wprawiało w ten paskudny stan... Nie chciałam już więcej tego, pragnęłam zmiany, jakiegoś wyrwania się z tego ponurego miejsca. Ehh. Nie dane mi to jednak było... Jest! Z jednego ponurego miejsca wpadnę w drugie ponure miejsce, w którym będę z niepokojem czekała na ten dzień.
Od dawna wiedziałam, że mój czas już przeminął. Zdecydowanie przedwcześnie, jednakże przeminął. Bywa, prawda? Musiałam po prostu trwać dalej, póki trwać już nie będę mogła. I powinnam się starać dla tych, którzy byli ważni. Musiałam myśleć o rodzinie, o zasadach szlacheckich, o Garretcie, bo przecież miał być... Był już moim narzeczonym. Miałam na palcu pierścionek. Właśnie ten, którym teraz się bawiłam, siedząc przed ogniskiem i myśląc o rzeczach, które przelatywały przez moją głowę tam, w mojej sypialnianej grocie.
Milczeliśmy, destrukcyjnie, przynajmniej w moim przypadku, oddając się rozmyślaniu o przyszłości, o nas, o przeszłości pewnie też. Z pewnością tkwił u mego boku zamyślony, ale nie miałam pojęcia, co też może zajmować jego głowę. Czy kiedyś będzie mi dane wiedzieć to z samego wyrazu jego twarzy? Czy będę jak te książkowe pary, wielce  zgrane, rozumiejące się bez słów?
Chyba wyczuł mi wzrok na sobie, co raczej nie było rzeczą trudną. Uśmiechnęłam się więc nieznacznie w odpowiedzi na jego półuśmiech. Czyżbyśmy oboje byli cieniami, które próbują jakoś żyć na tym słonecznym świecie?
Mam pewien problem... – zaczęłam szeptem, przytulając się delikatnie do jego boku. Nie chciałam, by ktoś wyłapał jakiekolwiek słowo, a tak mogliśmy wydać się w oczach innych bardzo zakochaną w sobie parką, która szepta sobie słodkie słówka na uszka...? Pewnie naciągałam w tej chwili obserwowany przez innych obrazek. – Po prostu od dawna próbuję być twarda i trzymać fason, ale jest mi coraz ciężej. Również mam dość tych szlacheckich zasad i gierek, więc nie jesteś w tym sam – przyznałam, żałując, że nie mogę się odciąć od tego tak jak on oraz że nie zna o mnie całej prawdy. Musiałam jak zwykle kłamać, choć miałam kłamstw już powyżej uszu. No, ale przecież nie mogłam mu powiedzieć, że jego narzeczona jest wilkołakiem i że dobija ją fałszywość tego świata, mimo że sama jest jednym wielkim kłamstwem od stóp do głów, prawda? Choć ciekawe, co by zrobił w takiej sytuacji? Wrzuciłby mnie do ogniska? – zastanowiłam się, zerkając na liżące drewno płomienie i uśmiechając się nagle szerzej. Wizja komiczna, prawda? O ile ktoś lubił czarny humor...
Diana Crouch
Diana Crouch
Zawód : szlachcicuje
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Caught in a landslide, no escape from reality.
Open your eyes, look up to the skies and see.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Boczne ognisko Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t711-diana-octavia-crouch#2419 http://morsmordre.forumpolish.com/t777-puszka#3024 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f109-ashford-hythe-road http://morsmordre.forumpolish.com/t983-panienka-crouch#5415
Re: Boczne ognisko [odnośnik]18.10.15 17:24
Ciche słowa wyrwały go z pułapki rozmyślań - popatrzył na Dianę przytomniejszym spojrzeniem, do którego wkradło się zdziwienie w momencie, kiedy narzeczona przytuliła się do jego boku. Mrugnął kilkakrotnie, wierząc, że iluzja za chwilę rozpłynie się w powietrzu, jednak po paru ciągnących się w nieskończoność sekundach wciąż czuł nacisk jej drobnego ciała. Zawalczył ze sobą, zawalczył z wątpliwościami, zaskoczeniem i konwenansami, a potem w naturalnym geście objął ją lekko ramieniem.
- Nie musisz być twarda - powiedział po chwili, patrząc to na Dianę, to na płomienie tlące się w sierpniowym powietrzu przesiąkniętym zapachem maków i niezdrowej niepewności. Czarodzieje zaczęli kluczyć wkoło ogniska, wymieniać się banalnymi uwagami, co chwilę względny spokój przecinał dźwięk beztroskiego śmiechu. - Nie musisz grać i udawać, robić czegokolwiek wbrew swojej woli. Nie musisz nikomu niczego udowadniać - powiedział tak cicho, aby mogła to usłyszeć tylko ona. Spojrzał na Dianę uważnie, analizującym wzrokiem przeszył ją na wskroś, dopiero teraz dostrzegając, że wcale nie wiodła życia tak lekkiego i błogiego, jak mogło mu się wydawać. Przestał naiwnie myśleć, że w tej sytuacji tylko on stanowił ofiarę - to ona, pomimo wyjątkowo młodego wieku, powinna wyrzec się swobody, całe życie spędzając u jego boku, człowieka, który (z trudem wiążąc koniec z końcem) będzie musiał wychodzić z siebie, aby zapewnić jej życie, na jakie zasługiwała. A i tak podoła. - Chcę, żebyś wiedziała, że masz we mnie wsparcie. Zawsze. Nieważne, co się stanie - uśmiechnął się - do niej, do własnych myśli, do promieniejących ludzi wkoło. Urokliwa atmosfera festiwalu miłości powoli zaczęła udzielać się także jemu; może to z powodu kwiatowego zapachu wbijającego się do nozdrzy, może z powodu spokojnych, słodkich dźwięków harfy i skrzypiec, może ciepła ciała Diany tuż obok - kompilacja różnych czynników sprawiła, że poczuł się... zrelaksowany. Pierwszy raz od dawna.


a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

Garrett Weasley
Garrett Weasley
Zawód : auror
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
żyjąc - pomimo
żyjąc - przeciw
wyrzucam sobie grzech niepamięci
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Boczne ognisko Tumblr_o0qetnbY2m1rob81ao9_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t597-garrett-weasley https://www.morsmordre.net/t627-barney#1770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f112-st-martin-s-lane-45-3 https://www.morsmordre.net/t2785-skrytka-bankowa-nr-122#44963 https://www.morsmordre.net/t975-garrett-weasley#5311
2: Boczne ognisko. [odnośnik]18.10.15 17:36
Nie słyszałem jej kroków, ich dźwięk tłumiła piaszczysta plaża, w której buty zapadały się na kilka centymetrów. Większość wolała utwardzony grunt przy głównym ognisku, panie przecież nie mogły zniszczyć obcasów. Ona jednak nie dbała o takie błahostki, skradała się bezszelestnie. Jej ciepłe dłonie w miękkich rękawiczkach zakryły mi oczy. Miałem nadzieję, że żaden znajomy auror nie widzi nas w tym momencie. Powinienem podręcznikowo unieszkodliwić przeciwnika. Zamiast tego uśmiechałem się jak wariat. Więc jednak zdecydowała się przyjść. Byłem bardziej niż zadowolony. Swoje palce ułożyłem na jej nadgarstkach, ostrożnie odrywając je od swojej twarzy.

Zdradził ją perfumy, które w ciepłym powietrzu wabiły mocniej niż zazwyczaj w biurze. Na przyjęcie ubrała kremową sukienkę, ozdobioną złotą nitką, która układała się w wzór gałązek z listkami. Wyglądała elegancko, każdy szczegół w jej ubiorze był przemyślany i odpowiednio zaakcentowany. Kreacja odsłaniała jej zarysowane obojczyki i podkreślała wąską talię. Nie mogłem nasycić się jej widokiem, dla mnie była najpiękniejszą kobietą na całym festiwalu. Powinienem oderwać wzrok, moje spojrzenie było niegrzecznie nachalne. Nie potrafiłem jednak.

Jak mógłbym nie zechcieć? Tylko z nią chciałem dzisiaj tańczyć.

- Jeśli uczynisz mi ten zaszczyt, nie zejdziemy z parkietu - odparłem niech zachrypłym głosem. Hazel zupełnie mnie oczarowała. Nie wiedziałem, jak ubrać w słowa swój podziw do jej wyglądu. Przemowa, tłum ludzi, muzyka i te wszystkie atrakcje nagle tracą na znaczeniu. Jej palce znów dotykają policzka, przez co krew zaczyna szybciej krążyć w moich żyłach. Irracjonalnie obawiam się, że mam już pokaźne rumieńce, niczym nastolatek na swojej pierwszej randce. - Przed chwilą planowałem, jak cię odbić z ministerstwa - mówię, a głos odzyskuje dawny dźwięk. - Nic nie straciłaś z przemowy, była tak samo nudna, jak wtedy, gdy recytowałem ją u ciebie do lustra. - Oddycham z ulgą, gdy zaczyna cicho się śmiać. Chcę, by chociaż dzisiaj bawiła się świetnie i zapomniała o swoich problemach. Poza tymi, jest jeszcze jedno życzenie. Pragnę, by dzisiaj nie pojawił się Lupin. Chcę ją tylko dla siebie.

Po przeciwnej stronie pojawia się para, płomienie są jednak na tyle wysokie, że nie wiem, kim są ci ludzie. Hazel z obawą cofa swoją dłoń, wiem, że bardziej ratuje mnie niż siebie. Ciągle dba o to, by nikt nie miał pretekstu, nawet przesłanki, by zarzucić mi jakiekolwiek wykroczenie wobec swojego nazwiska.

Więc jednak gwiazdy są nieskończenie daleko. I ten ból rwie serce.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Boczne ognisko [odnośnik]18.10.15 20:58
Miałam ochotę tylko tańczyć. W przyjaznych mi ramionach, przy płomieniach ogniska, na miękkim piasku. Może to niewłaściwe z mojej strony, w końcu festiwal lata to święto zakochanych, a moje serce od lat pozostaje jałowe, ale nie zamierzałam się tym przejmować. Po prostu tańczyć. W nosie miałam, czy zniszczę buty, czy pastelowa sukienka pobrudzi się mokrym piaskiem i czy jakiś kosmyk włosów nie wymknie się spod misternie ułożonego koka.
Dzisiaj byłam tu tylko dla Ignatiusa i musiałam dopilnować, by na przyjęciu organizowanym przez jego własną rodzinę bawił się wręcz szampańsko.
- Nie widzę tu parkietu, tylko ognisko, ale to nic nie szkodzi - zaśmiałam się radośnie i usiadłam obok niego, obracając w palcach leżący obok niego wolumin. Za wszelką cenę starałam się przed nim ukryć jak niekomfortowo się tu czuję, nie chciałam przecież, żeby tego wieczora martwił się o mnie. To ja przyszłam tu dla niego i zamierzałam spędzić cały wieczór z nosem zadartym wysoko do góry. - Myślę, że to mogłoby skończyć się fiaskiem. Kwatera główna aurorów jest jednak całkiem nieźle chroniona i nawet przepustka mogłaby Ci nie pomóc - podchwyciłam od razu temat i nie mogłam się powstrzymać, przed przeciągnięciem go jeszcze dalej. - Przesadzasz. Nie była nudna ani wtedy, ani dzisiaj. Ale skoro słyszałam ją już dwadzieścia razy, to może nie będziesz się gniewać za dwudziesty pierwszy, panie gospodarzu? - śmieję się cicho.
Po chwili jednak nie jesteśmy już tu sami, odsuwam się więc od niego, zachowując stosowny dystans. Przypuszczam, że samo zaproszenie mnie tu nie obejdzie się bez echa, nie chciałabym, żeby miał z tego powodu inne problemy.
Gość
Anonymous
Gość
3: Boczne ognisko. [odnośnik]18.10.15 22:24
Nie jestem pewien czy po drugiej stronie siedzi Garrett ale założyłbym się o wiele, że to jego głos przebija się przez dźwięk trzaskających polan w ognisku. Płomień jest jednak na tyle wysoki, że nie jestem w stanie upewnić się, czy również i nasz kolega z biura odłączył się od głównego nurtu dzisiejszego świętowania. Przez migotliwy blask widać jedynie sylwetki dwóch tulących się do siebie osób. Patrząc na rozmazane postacie zaczynam czuć się nie na miejscu, jakbym przez czerwoną zasłonę zaglądał tam, gdzie zdecydowanie nie powinienem wtykać nosa. Poza wstydem jest jeszcze jedno, - zazdrość. Wzrasta proporcjonalnie do zwiększanego przez Hazel dystansu. Z irytacji cicho wzdycham, nie wiem dlaczego, ale nagle wyobrażam sobie, że zamiast mnie mógłby siedzieć tutaj Lupin. Nie wiem czy obejmowałby ją w ten sposób, jeszcze nigdy nie widziałem, jak tuli ją do siebie. O ile taki widok mógłbym znieść, to bardziej boli fakt, że przy nim nie musiałaby się przejmować, rozglądać i uważać na każdy gest. Nikt nie spoglądałby na nią z ciekawością, nie komentował złośliwie jej obecności.
 
Siedzieliśmy na uboczu, jak na razie poza parą, która była zajęta tylko sobą, cisza ogniska nikogo nie zwabiła z mojej rodziny. Na przyjęcie przybyło o wiele więcej osób, niż początkowo zakładano w Weymouth. Stawiły się nie tylko rody czystokrwiste, ale również wielu znajomych i ciekawskich, niepowiązanych długimi i skomplikowanymi drzewami z kilkunastoma pokoleniami wstecz. Czy ktokolwiek z Prewettów miałby odwagę podejść i skrytykować obecność Hazel? Do cholery, byli gospodarzami! Nigdy nie zrobili tego, nie wypadało, to nie było w ich stylu. W dodatku chodziło o zasady, była kobietą, gdyby potraktowali ją niestosownie, mogli liczyć na negatywne opnie w środowisku - a przecież tego nie chcieli. Dla mojej rodziny opinia była wszystkim. Co roku wydawali majątek na tygodniowy festiwal nie dlatego, że tak bardzo chcieli podkreślić historię przodków, ale udowodnić wszystkim, że są jedynymi mecenasami kultury. Dodatkowo, takie niezobowiązujące spotkanie, było świetnym pretekstem do załatwiania spraw, których w Ministerstwie, uchodziłby za wątpliwe moralnie. Mój ojciec zawsze powtarzał, że najlepiej tasować karty pod stołem.
 
Byłem szczery, gdy kilka lat temu wezwano mnie na dywanik. W gabinecie przy kominku w skórzanych fotelach siedział Eddard, mój dziadek i ojciec. Sączyli ognistą i rozmawiali o bieżącej polityce Ministra. Przez dwie godziny nie wiedziałem, dlaczego usadzili mnie na przeciwko i zmusili do wysłuchiwania przydługich dialogów o potrzebie zmiany prawa czarodziejów. Jako pierwszy głos zabrał Daniel, najwyraźniej poczuł się w obowiązku, by jako ojciec wyjaśnić sprawę. Głosem nieznoszącym sprzeciwu wygłosił płomienną mowę. Dziadek bez słowa z wyraźną kpiną przysłuchiwał się pustym frazesom. Z początku zastanawiałem się, czy nie skłamać. Kiedy w końcu pozwolili dojść mi do słowa, powiedziałem całą prawdę. Wytłumaczyłem na chłodno całej trójce, że panna Sackville jest moją przyjaciółką i partnerką w pracy. Nie zaprzeczę, bo często jestem gościem w jej domu i na tyle, na ile potrafię troszczę się o nią, podobnie jak ona o mnie. Nie jest we mnie zakochana, a moja zwłoka z wybraniem żony, wynika z tego, że nie dojrzałem do tak odpowiedzialnej decyzji. Czy gdybym poznał dziewczynę nie szlachetnej krwi, zrzekłbym się dla niej nazwiska?
 
Tak.
 
Chyba w tym momencie, mój ojciec zapomniał jak się oddycha. W rodzinie Prewettów jest kilkanaście przypadków osób, które poprzez nieprawe małżeństwo wymazano z drzewa, jednak nigdy tak naprawdę nie odcięto ich od rodziny. Jak za dawnych czasów pojawiali się na wszystkich uroczystościach. To tylko siedem liter, kilka legend rodzinnych, pokaźne skrytki w banku i stare dobra, w których ulokowano krewnych. Nic więcej. Tyle znaczą obecnie szlachetne rody. Każdy realizuje własne cale, nie dba o dobro wspólne, jak dawniej, w tych wszystkich wzniosłych mitach. Ojciec gorliwe zaprotestował i obiecał mi, że zabije, jeśli zrobię mu COŚ TAKIEGO. Eddard tylko pokiwał głową, a to jego słowa, były dla mnie najważniejsze. Nie zabronił, nie zaaprobował. Znalazłem się więc na ziemi niczyjej. Czy powierzenie mi tegorocznego przemówienia miało coś znaczyć? Przypomnieć mi kim jestem i do kogo należę? Mam to odbierać jako utajnioną groźbę czy wyróżnienie? Artur wydał opinię, że występ na mównicy będzie wstępnym aktem do zaprezentowania mnie jako towar na wydanie. Nie było mi wcale do śmiechu, mojego brata z kolei bawiło to do łez.
 
Matka pozostawała obojętna na wybór przyszłej synowej. Podobnie jak cała rodzina Rosierów. Nikt z tamtych krwnych nie naciskał, nie upominał. Jeśli miałem się kogoś z rodziny obawiać, to na liście pozostawał jedynie ojciec. Osoba, która miała najmniejsze prawo, by wtrącać się w moje życie. Gdybym teraz wyznał jej miłość, musiałbym oddać mieszkanie, które i tak planowałem zmienić. Co jeszcze? Na pewno połowę zawartości skrytki, reszta to jednak galeony, które już sam zarobiłem. Z niektórych rzeczy będę musiał zrezygnować, nie są to przecież potrzeby, bez których nie będę mógł się obejść. Na końcu nazwisko. Trudno, wybiorę inne. Na myśl przychodzą mi jeszcze plotki, na pewno będziemy sensacją przez kilka miesięcy. Może wtedy wybierzemy się na dłuższy urlop? Znikniemy gdzieś w kraju, tylko we dwoje. Potem wszystko ucichnie, zapomną o nas na rzecz innych ślubów, rozstań, pogrzebów czy chrzcin.
 
Hazel przez te kilka minut nawet nie zauważyła, że siedzę cicho i planuję, to co od dawna pragnąłem zrobić. Lista strat była nieporównywalna z tym, co mogłem zyskać. Byłem w niej zakochany, czy wyjdę na głupca, gdy powiem jej o tym podczas święta zakochanych? Ścisnąłem jej smukłe palce, Hazel w ujmujacy sposób poprawiła misterną fryzurę. Mogłem bez końca przyglądać się tym drobnym gestom, które tak często u niej obserwowałem. - Tutaj jest o wiele spokojniej, nikt nas nie będzie popychał, co prawda piasek, ale o ile wiem, lubisz wyzwania - odparłem, wsłuchując się w jej radosny śmiech. - Hazel nie ma miejsca na świecie z którego bym cię nie odbił - dodałem całkiem serio, gdy zaczęła się przekomarzać. - Akutat porwanie ciebie z Kwatery byłoby całkiem proste, chyba, że próbujesz mi powiedzieć, że od paru godzin jestem zwolniony? - Zapytałem, wstając z miejsca. - Jeszcze nie mają odwagi mi tego powiedzieć, ale pod koniec przyszłego tygodnia, gdy będą już trzeźwi, zobaczysz, posypią się listy z krytyką. Nie mów nikomu, ale od rana Prewettowie degustują wino, stąd tyle zachwytów. A jeśli już mowa o trunkach, gdzie moje maniery?! Wybacz, niewychowanie. Musimy znaleźć dla ciebie czarkę. Co dzisiaj preferujesz?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Boczne ognisko [odnośnik]18.10.15 22:38
Wieczór zapowiadał się zdecydowanie przyjemnie. Nawet rzucanie butami w wykonaniu Inary nie skończyło się źle, choć dodatkowe towarzystwo, jakie zyskały z Elizabet - niekoniecznie pasowało przyjaciółce. Miała jednak nadzieję, że Lizka nie straci humoru w towarzystwie swego kuzyna. Znając ją jednak - podejrzewała, że wykorzysta takie towarzystwo dla uroczej, słownej tyrady, przy której otrzyma nie mniej satysfakcji.
Spojrzenie, którym została obdarzona przez Colina - nie było natarczywe, czym zyskał sobie na plus, choć czasem miał coś tak intensywnego w spojrzeniu, jakby próbował przeszyć Inarową duszę na wskroś. Był przystojnym mężczyzną, ale..panna Carrow potrafiła sobie z takimi radzić. Wręcz wyuczona natura, nakazywała jej odsuwać się, przy najlżejszym powiewie "czegoś poważniejszego". Ale teraz, była to tylko zabawa, gra rozbawionej dziewczyny. Wiedziała też, że mając przy boku Lizkę - nie groźna jej chyba żadna sytuacja. A Colin, na obecną chwilę, wydawał się gentlemanem, pamiętając dodatkowo, że był z Raven.
Wiedziała, że się zgodzi na propozycję Falwey, w końcu..któż by odmówił towarzystwa tak pięknych dam?
Wciąż trzymała ramię przyjaciółki, nie pozwalając zniknąć jej w tłumie, podczas całej wędrówki w okolice ogniska. W drugim ręku wciąż trzymała swoje buty, bo na szczęście i druga zguba się znalazła. Na miejscu, spojrzała wymownie na przyjaciółkę, zerkając to na swoją torebkę, to na tę u Lizzie.
- Chyba będzie to idealne miejsce na dalsze poprawianie humoru, nie sądzisz? - zamrugała długimi rzęsami, kierując swoje spojrzenie na mężczyznę. Ciekawe, czy należał do tych pruderyjnych, czy też reprezentował sobą coś więcej?
Dostrzegła kilka tańczących par i przyjemnie trzaskający ogień, który nasuwał jej na myśl kilka podróżniczych wspomnień. Rzuciła swoje trzewiki na ziemię, tuż obok swoich stóp, wsłuchując się w napływająca melodię. W zamyśleniu, sięgnęła dłonią do szyi i maleńkiego, niebieskiego wisiorka, który POWINIEN być wyczuwalny, pod materiałem sukienki. Dotknęła miejsca przy obojczykach, by z panika stwierdzić, że jej jedyna pamiątka po matce - zniknęła.
Inara nie przejmowała się zazwyczaj żadną biżuteria, nie przywiązywała wagi do ich noszenia. jedna ta jedyna pamiątka, była jej tak droga i tak przyzwyczaiła się do obecności na jej szyi, że ze zdziwieniem przyjęła fakt zguby.
Nie chciała psuć zabawy przyjaciółce, ale zapewne jej mina, która tak rzadko gościła na Inarowych licach, musiał zwrócić uwagę Lizki.
- Nie ma..zgubiłam - powiedziała to jednak bardziej do siebie. Zerknęła w dół, szukając gdzieś miotającego błękitu, ale byłoby to nie lada wyzwanie.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Boczne ognisko 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Boczne ognisko [odnośnik]19.10.15 18:28
Pierwszy dzień festiwalu, a ona już mogła poszczycić się doborowym towarzystwem, choć jej kuzyn naprawdę wprowadził ją w osłupienie zgadzając się na jej propozycje. Chciał bardziej zrobić jej na złość czy może uroda Inary miała na niego większy wpływ niż sądziła? Może i to i to pomogło mu podjąć decyzje, choć początkowo z zaskoczenia aż zamilkła. A może jednak Colin odkrył w sobie pokłady miłości do rodziny co od razu napawało ją zaniepokojeniem i wykluczyła tę możliwość prędzej niż w ogóle do końca ją sformułowała. Kiedy już wyszła z stanu niespodziewanego zdumienia wróciła na tory dobrej zabawy i jak na prawdziwą duszę towarzystwa przystało przerwała ciszę.
- Drogi kuzynie, więc co skusiło Cię do przyjścia na festyn? Uroki przebywania wśród społeczeństwa czy może wdzięki kobiet? – włożyła w ostatnie słowa wystarczająco dużo sugestii, że wiadomo było o kim mówi. Jak już mieli się tak rodzinnie integrować to przecież nie będą milczeć. Zapewne włożą w tę meczące dyskursy dużo sił, które będą bardzo uczciwym uzasadnieniem nadużywania alkoholu przez młodą damę. Każdy kto kiedykolwiek musiał spędzić więcej czasu ze swoją rodziną zrozumie jak ciężko być człowiekiem jej oddanym i zarazem nie zwariować. Początkowo myślała, że udadzą się ku głównemu ognisku, ale jak widać prowadząca Inara wybrała inne miejsce i zarazem o wiele bardziej oblegane.
- Już sam widok wprowadza mnie w wesoły nastrój. –zapewniła ją rozglądając się po znajomych twarzach. Ich społeczeństwo nie było duże i ciężko w tak dużym skupisku spotkać by było kogoś nieznajomego. Ale że w tym miejscu spotka trojkę swoich współpracowników to jednak był dla niej niemałe zdumienie. Jej wzrok skupił się na Hazel i Ignatiusie, który ciągle jednak bujał w obłąkał, gdy kobieta znajdowała się w pobliżu. Od kilku lat Prewett krąży wokół niej jak elektron wokół jądra atomowego czasem przeskakując ku niej bliżej i znów wracając. Pomachała im tylko postanawiając później do nich podejść, ale nie chciała czuć się jak przyzwoitka, choć i teraz była bliska, aby tak o sobie powiedzieć. Wiedziała, że Inara nie ma żadnych takich planów, ale jednak podświadomie odczuwała takie ułożenie swojej osoby w tym układzie.
- Spodziewam się, że wybraliśmy najbardziej oblegane miejsce. – stwierdziła patrząc na obecne tu osoby. Popatrzyła zaskoczona na przyjaciółkę, która naprawdę nie wypiła aż tyle, by się tak zachowywać. Jednak rozwiązanie owego tajemniczego zachowania Carrow bardzo szybko zostało jej ukazane i od razu wiedziała o co chodzi. Wisiorek po matce. Inara się z nim nigdy nie rozstawała i była blisko postawić mu ołtarzyk, więc była pewna, że przyjaciółka odczuje tę stratę. Elizabeth pamiątek po matce nie nosiła wszędzie, choć miała. Nie odczuwała jednak do nich takiego sentymentu, bo w końcu serce nie tęskni za tym czego nie zna. Ona nie znała matki, więc nie miała do czego płakać a okres sakralizacji jej persony  miała już dawno za sobą.
- Może spadł Ci gdzieś tutaj na ziemie. – zaproponowała wiedząc jednak jak małe są na to szanse. Byli na dużej imprezie i bardzo łatwo było coś zgubić. – Tylko nie popadaj w panikę. – poradziła jej, bo nie chciała oglądać tu dramatu rodem z tych latynoskich produkcji.
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley
Re: Boczne ognisko [odnośnik]19.10.15 19:41
Szedł za swoimi towarzyszkami krokiem nieco niepewnym, wszak równie dobrze ich urocze buźki mogły się okazać obliczami seryjnych morderczyń, szczególnie że z jedną z nich nie łączyły go zbyt pozytywne stosunki. Wolał więc się na wszelki wypadek trzymać bardziej z tyłu i odetchnął z ulgą dopiero wtedy, gdy w zasięgu wzroku pojawiły się sylwetki innych ludzi. Mignęła mu gdzieś nawet ruda czupryna, którą rozpoznał bez problemu, ale powstrzymał się od wylewnych powitań, wciąż świadomy przegranego pojedynku sprzed kilkunastu miesięcy. Takich rzeczy się nie zapomina, nie mówiąc już o narażeniu się na śmieszność, gdyby Garrett postanowił nawiązać do tego incydentu.
- Cóż, szukam żony - wyjaśnił bez owijania w bawełnę, wzruszając przy tym ramionami, jakby poszukiwanie przyszłej małżonki na festynie było standardowym zajęciem każdego szlachcica. - A raczej kandydatki na żonę, która gdzieś mi się zgubiła - rozejrzał się teatralnie, obrzucając wzrokiem okoliczną przestrzeń; zawsze w końcu istniało prawdopodobieństwo, że z morza wyłoni się piękna syrena i odda swoje serce jakiemuś przystojnemu młodzieńcowi. Uśmiechnął się zaraz i dodał tonem wyjaśnienia: - Właściwie to przyszedłem rozejrzeć się po stoiskach na jarmarku. W ubiegłym roku dostałem całkiem ciekawe egzemplarze książek. - Uniknął zręcznie niedopowiedzenia posługując się najprostszym wyjaśnieniem z możliwych. Jakkolwiek w obecności samej panny Carrow poprzestałby wyłącznie na oznajmieniu swoich planów matrymonialnych, tak w towarzystwie Elizabeth musiał zachować o wiele większą ostrożność. Raczej nie podejrzewał, że był tematem ciągłych plotek przy rodzinnym obiedzie, ale przecież każdemu zdarza się czasem, że coś mu się przypadkowo wypsnie.
Przyjrzał się uważnie Inarze, która nagle zdawała się być zaabsorbowana czymś zupełnie innym, przesuwając dłońmi po swojej szyi i ramionach. Nie trzeba było być geniuszem, aby zauważyć, że dziewczyna wyraźnie czegoś szukała, a jej kolejne słowa tylko utwierdziły Colina w tym przekonaniu. Rzucił jej współczujące spojrzenie; znalezienie czegokolwiek w takim tłumie osób było praktycznie niemożliwe, chyba że z użyciem odpowiedniego zaklęcia, a to i tak nie gwarantowało sukcesu. Szczególnie tutaj, na piaszczystej plaży, gdzie wszystko ginęło błyskawicznie pod miliardami ziarenek.
- Spokojnie, panno Carrow, proszę sprawdzić, czy nie ugrzązł gdzieś w fałdach sukienki, a potem spróbujmy go poszukać zaklęciem przywołującym - zaproponował trzeźwo, chociaż w jego głosie odczuwalne było lekkie powątpiewanie. Nie chciał jednak, by tej uroczej młode damie działa się jakakolwiek przykrość i gotów był pełznąć nawet na czworakach, by pomóc jej w szukaniu najwyraźniej cennej zguby.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Boczne ognisko [odnośnik]19.10.15 20:34
Gdyby jeszcze chodziło jedynie o te przeklęte wilkołactwo... Ależ oczywiście, że musiało być tego więcej. Musiała istnieć dłuższa lista powodów, dla których Garrett w tej chwili, bez jakiegokolwiek zastanowienia powinien gwałtownie wyciągnąć różdżkę i zniewolić mnie ciasnymi, brutalnymi więzami, z których w żaden sposób nie wydostałby się najbardziej doświadczony, pod względem uciekania z sytuacji bez wyjścia, czarodziej.
Zagryzłam wargę i milczałam. Starałam się nie przegryźć wargi i myślałam o tym, co ja najlepszego zrobiłam, a następnie o tym, co nadal robiłam, a czego, tak na dobrą sprawę, nie powinnam robić. Nie ja, nie panna z szanowanego domu Crouchów. Rodzice byliby zawiedzeni. Co powiedziałby Leo? Zresztą, czym były wizyty na Nokturnie, w porównaniu do zabicia własnej kuzynki Marianne Lestrange oraz jej malutkiej i kochanej córeczki Celeste. Powinnam już dawno palić się żywcem, będąc zakopaną żywcem oraz topiąc się jednocześnie. Nie zasługiwałam już na nic. Nawet na dobrą śmierć. Nie po tym, jak małą... Jak Marianne...
Jego wzrok... Wyglądał, jak gdyby wiedział, co mówi, jak gdyby rozumiał słowa, które wypowiadał. Nie musisz... – słowa, przez które z ledwością powstrzymywałam łzy. Tak bardzo chciałabym żyć swoim życiem, wyrwać się z tego perfekcyjnego obrazka, na którym każda skaza wywoływała burzę. Ale nie mogłam tego zrobić! Nie mogłam... Musiałam być twarda. To już nie była kwestia mojego wyboru, mimo że nigdy tak naprawdę nie mogła się nią stać. Teraz to stało się kwestią przetrwania. Bez tego miałam stracić siebie... Leo kazał..., nie dopuszczał innego wyjścia. Musiałam być silna i grać.
Garrett nie mógł tego zrozumieć. Nie wiedział. Nie znał najgorszej prawdy. Leo w sumie też. Nikt nie wiedział. Chyba oszaleję.
Pokręciłam głową przecząco i wbiłam swój wzrok w ognisko.
Twoje słowa wiele dla mnie znaczą, Garretcie – odezwałam się po chwili. – Ale nie ważne, co się stanie? Tak bezwarunkowo? Mimo że mnie tak naprawdę nie znasz? – zapytałam, ponownie odwracając wzrok w jego kierunku. Jego wcześniejsze słowa były naiwne, albo ja będę naiwna, o ile przyjmę je równie bezwarunkowo do świadomości.
Bałam się. Serce waliło mi jak szalone. Mogłam oczywiście uwierzyć, że to prawda, że będę miała anioła stróża za narzeczonego. Mogłam... Nic nie stało na przeszkodzie. Prócz mnie i mego problemu, który potępiłby każdy. Nie miałam pojęcia, jakim cudem mój brat tego nie zrobił. Przeraziło go to, wytrąciło po tym, co się stało z Marianne, ale... Nie wiedział, że to ja. Nikt się nie mógł dowiedzieć. Ja każdej pełni się zamykałam, czyż nie?
Diana Crouch
Diana Crouch
Zawód : szlachcicuje
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Caught in a landslide, no escape from reality.
Open your eyes, look up to the skies and see.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Boczne ognisko Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t711-diana-octavia-crouch#2419 http://morsmordre.forumpolish.com/t777-puszka#3024 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f109-ashford-hythe-road http://morsmordre.forumpolish.com/t983-panienka-crouch#5415
Re: Boczne ognisko [odnośnik]19.10.15 21:32
Doskonale pamiętam, gdy po raz pierwszy nazwano mnie szlamą. Szkolne błonia pokryte były pierzynką bielusieńkiego śniegu, a ja z zarumienionymi policzkami i całym mokrym płaszczem wracałam właśnie z bitwy na śnieżki z Potterem. Z uśmiechem na ustach oznajmił mi, że musi znaleźć Weasley'a, ja zaś cała zmarznięta jak najszybciej pobiegłam do Pokoju Wspólnego, by zmienić mokre ubrania. I tam właśnie wpadłam na niego. Zawsze zastanawiałam się, dlaczego Tiara postanowiła przydzielić go do Ravenclaw, dla mnie od samego początku było oczywiste, że jego miejsce jest wśród Ślizgonów. Szlama. Byłam sama i bezradna. Odgryzłam się jednak bez zastanowienia, zacisnęłam zęby i nie pokazałam, jak mocno dotknęło mnie to jedno słowo. Dopiero gdy odwróciłam się na pięcie i wybiegłam na korytarz, wybuchnęłam płaczem. Miałam jedenaście lat i już wtedy wiedziałam, że w tym świecie zawsze będę tą gorszą. Nie patrzyłam dokąd biegnę, łzy skutecznie rozmazywały wszystko na mej drodze. Aż wreszcie wpadłam na Ignatiusa. Do tej pory nie wiem, co sobie myślałam, ale po prostu się do niego wtuliłam. Cała przemoczona, z rozwianym włosem, nawet nie pytając o pozwolenie zamknęłam w klatce uśmiechu chłopca, którego mniej nie mogłyby interesować moje problemy. Fakt, przyczepiłam się do niego jak rzep do psiego ogona, ale zwykle to ja próbowałam pomóc jemu, nie na odwrót.
Czy Ty też myślisz, że jestem szlamą?
Nie mam pojęcia, dlaczego zapytałam o to. Przecież był Prewettem, szlachcicem. Z jakiego powodu miałby się przejmować kimś takim jak ja? Wyniosły, małomówny. Doprawdy nie mogłam sobie znaleźć lepszego pocieszyciela. A jednak pokręcił głową. Zaprzeczył. Nie objął mnie, wtedy jeszcze nie był na to gotowy, ale stał nieruchomo jak kołek, pozwalając mi wypłakać się w swoje ramię. I właśnie wtedy zrozumiałam, że pewnego dnia ten naburmuszony Gryfon może stać się kimś lepszym. Że jeśli nie mogę zmienić świata, mogę zrobić przynajmniej mały krok do przodu. Chyba mi się to udało, w końcu po tylu latach wciąż siedział obok mnie, a po tamtym małym malkontencie nie pozostał nawet ślad. Teraz był moim Ignasiem i nie oddałabym go nikomu za żadne skarby.
Tak by nikt nie zauważył, złapałam go za rękę i posłałam mu pokrzepiający uśmiech. Nie chciałabym tu być z nikim innym, właściwie to gdyby nie chodziło o niego, moja noga nawet by tu nie postała. Zawsze staram się dostrzegać w ludziach to, co najlepsze, ale jego ojciec był dla mnie prawdziwym wyznaniem. Wiedziałam, że teraz jedynie może posyłać mi niezbyt pochlebne spojrzenia, przypominające o tym, co stało się podczas naszego ostatniego spotkania. Nigdy nie powiedziałam o tym Ignatiusowi, za żadne skarby nie chciałabym być przyczyną jego kłótni z tatą, a wiedziałam, że nie odpuściłby tak łatwo. Albowiem pan Prewett oferował mi pieniądze. Sumę tak nieprzyzwoitą, że gdy ją wyliczał miałam ochoty przetrzeć oczy ze zdumienia. A to wszystko za niewielką cenę zerwania wszelkich kontaktów z jego synem. Odeszłam dumnie, nie przyjęłam jego oferty, a jednak wciąż czułam się winna. Bo wiedziałam, że mój najlepszy przyjaciel ma problemy. Z mojego powodu.
Oczywiście, że zauważyłam, że milczy. Choć mógł zapierać się rękami i nogami, znałam go na wylot i wiedziałam, kiedy pogrąża się w rozmyślaniach. Wtedy zawsze najlepiej zostawić go w spokoju i pozwolić opowiedzieć o swoich odkryciach dopiero, gdy przyjdzie mu na to ochota. Zacisnęłam mocniej palce na jego dłoni i uśmiechnęłam się szeroko, gdy wreszcie wrócił do mnie.
- Zawsze mogę zdjąć buty - zauważyłam z uśmiechem i jak powiedziałam, tak właśnie zrobiłam. - I właśnie dlatego jesteś moim najlepszym przyjacielem, Ignasiu - zachichotałam, na moment zapominając o tym, gdzie jesteśmy i przytulając się do niego mocno. - Nic mi o tym nie wiadomo. Ale okej! Słucham Twojego cudownego planu, jak napadłbyś na Kwaterę Główną! - rzuciłam mu rękawicę. - Chyba z gratulacjami, a nie krytyką! Nie mogą być aż tak pijani! - uśmiechnęłam się do niego. - Z pewnością nic z alkoholem. Może macie jakieś afrodyzjaki? Skoro to święto miłości, wypadałoby się rozchmurzyć!
Gość
Anonymous
Gość
4: Boczne ognisko [odnośnik]19.10.15 22:41
Zaczynam śmiać się w głos, gdy zdejmuje obcasy. Tak nieobliczalnej Hazel już dawno nie widziałem. Jej bose stopy kreślą wzory na gładkim piasku, a na głównej scenie orkiestra zaczyna grać coraz żywsze utwory. Mam ochotę zatańczyć z nią, problemem jest jednak brak stosownych umiejętności. Nigdy nie potrafiłem wyczuć rytmu, plątałem się w krokach układów, które próbowała przyswoić mi mama. Wstyd, to jedyne co pamiętam z lekcji tańca. Po dzisiejszej przemowie, wyczerpałem limit do końca roku. Hazel jednak nie podejmuje tematu, niespodziewanie przytula się do mnie i skraca moje imię, czego zazwyczaj nie robi. Jej ciepły śmiech niesie się w powietrzu, a ja zachłannie słucham, nieczęsto ostatnio go słychać.
- Jakbym napadł na Kwaterę Główną, zastanówmy się... - Mruczę, udając głębokie zamyślenie. - Najprościej byłoby wywabić cię zza biurka. Samo wejście, nie byłoby aż tak problematyczne. Podobno jeszcze jestem pracownikiem. W każdym razie, nuciłbym strasznie głośno, piosenkę, której nie lubisz. W aneksie z hałasem nastawiłbym czajnik i zaparzył kawę, w tak karygodny sposób, że biegłabyś mi z ratunkiem - teraz ja wybucham śmiechem, widząc jej minę. - Na koniec dostałabyś ciastko, nie jestem okrutny! Podzieliłbym się! - Zapewniam ją gorąco, unosząc obje dłonie sygnalizujące rozejm. - Pamiętasz, jak razem z Garrettem urządziliśmy wyprawę do kuchni w Hogwarcie? Zrobiłbym to w podobnym stylu. - Hazel przez chwilę walczy, ale w końcu wraca jej dobry humor i kręcąc głową, próbuje odgonić wspomnienia tamtej spektakularnej porażki. Przez kolejne dwa lata z rzędu ojciec podczas świąt wypominał mi szlaban i ilość utraconych punktów dla domu.
 
- Udowodnię ci, że jeszcze tego samego dnia, gdy odbędzie się zamknięcie festiwalu, dostanę pierwsze sowy wyrażające głębokie ubolewanie, że zaprzepaściłem swoją jedyną szansę na wpisanie się w poczet wybitnych rodzinnych mówców. Chcesz się założyć? O pisanie raportów przez miesiąc? - Pytam, trochę ją podpuszczając. - Uwierz mi, już większa połowa nie pamięta jak się nazywa. Czekam na te wszystkie kompromitujące zdjęcia w Czarownicy albo Proroku, a później na list, jak rodzina ma komentować w mediach niedyspozycję ciotki Aurelii.
 
Co roku po festynie Prewettowie wydawali niebotyczne sumy na usunięcie niechcianych fotografii i nieprzychylnych materiałów. W którymś z kartonów trzymałem wszystkie listy, w których opisano instrukcję postępowania z dziennikarzami. Bezcenna pamiątka rodzinna. Afrodyzjaki? Czy ja dobrze słyszę? Na chwilę drętwieję, jestem w szoku i zastanawiam się czy aby na pewno dobrze słyszę, co Hazel przed chwilą powiedziała.
 
- Nie wiem, możemy sprawdzić... - słychać po moim głosie, że jestem zaskoczony jej propozycją. Nie do takich zachowań przyzwyczaiła mnie ostatnio. Swoją reakcję maskuję śmiechem. Kiedy podaję jej rękę, by wstała, widzę po drugiej stronie Garretta. Nie wiem czy wychwycił, jak w powitalnym geście macham do niego. Jest zajęty rozmową z Dianą. Jego przyszłą żoną... nie miałem jeszcze chwili, by z nim porozmawiać. Unika tematu odkąd powiedział mi o swojej narzeczonej. Z oddali wyglądają na szczęśliwych, jakby szeptali do siebie czule. Chciałbym, by była to prawda, a mój najlepszy przyjaciel znalazł kobietę, na jaką zasługuje.
 
Nie zdążyliśmy przebrnąć do dróżki prowadzącej na główny plac festiwalu, gdy na drodze stanęła nam grupka znajomych osób. 
 
- Elizabeth! - Krzyknąłem, by przebić się przez coraz głośniejsze dźwięki muzyki. Panna Fawley odwróciła się na dźwięk swojego imienia, by obdarzyć mnie szerokim uśmiechem. Przez nawał pracy nie widziałem jej od ponad dobrych dwóch tygodni. W oddali mijaliśmy się w korytarzu, goniąc za swoimi sprawami i notorycznymi wyprawami w teren. Nie byłem do końca pewny, czy przybędzie na festiwal. Wyglądała przepięknie w sukience i wianku z polnych kwiatów. Może i zbyt wylewnie objąłem ją i złożyłem przelotny pocałunek na jej chłodnym policzku. - Cieszę się, że zaszczyciłaś nas swoją obecnością - mówię, witając się z spanikowaną panną Carrow i mężczyzną, którego nazwiska nie mogę sobie przypomnieć. - Coś się stało? - Pytanie kieruję wprost do przerażonej  Inary, której dłonie cały czas nerwowo szukają czegoś na szyi.
Gość
Anonymous
Gość

Strona 1 z 9 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Boczne ognisko
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach