Wydarzenia


Ekipa forum
Ogrody
AutorWiadomość
Ogrody [odnośnik]17.08.15 13:35
Dużo kolorowych kwiatków i krzaków :p
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Ogrody [odnośnik]17.08.15 18:05
/z pracowni

Gdyby Raven nie zdecydowała się na opuszczenie domu, było niezwykle prawdopodobne, że ojciec także wybrałby jej odpowiedniego męża. Decydował za nią w niemal wszystkich dziedzinach życia, więc z pewnością nie pozwoliłby jej na takie fanaberie, jak ślub z miłości. No chyba, że jej wybranek posiadałby odpowiedni status krwi, majątek i wpływy; wtedy William Baudelaire zapewne zaaprobowałby jej wybór i może nawet pochwalił za rozsądek i dbałość o dobro rodziny?
Ale jakimś cudem udało się jej odejść, choć oczywiście nawet później nie była w stu procentach wolna, to byłoby niemożliwe, chyba że uciekłaby gdzieś daleko stąd, na przykład za granicę. Jego cień wciąż rzutował na jej życie, gdyby tak pojawiła się gdzieś w towarzystwie, czy choćby w ministerstwie, na pewno mocno by to odczuła, nawet jeśli nie obecność samego ojca, to ludzi, którzy go znali i wierzyli w maskę, którą zakładał.
Wiele jej rówieśnic pewnie już było w związkach lub przynajmniej zaręczone. Raven jednak nie spotykała się z nikim na poważnie, bo w Hogwarcie to wszystko wciąż było zbyt niedojrzałe, zbyt błahe, a ona była wówczas tak niegotowa, by dopuścić kogoś bliżej do siebie, zwłaszcza nieustatkowanego rówieśnika, który pewnie szybko uległby fascynacji nowym obiektem westchnień, bardziej przystępnym, mniej wycofanym. No i w dodatku wtedy wciąż była pod władzą ojca. Niezwykle ciężko było przedostać się poprzez jej mury. Colin był tego bliższy niż ktokolwiek inny, ale nadal pozostawało mnóstwo rzeczy, których o niej nie wiedział i jeszcze nieprędko się dowie.
Ale rzeczywiście tak było, jeśli chodziło o Colina. Już pomijając fakt, że jemu udało się podejść do niej najbliżej, postrzegała go jako nadzieję na jednoczesne zadowolenie ojca i jeszcze większe odsunięcie się od niego, bo przecież nie odważyłby się jej skrzywdzić, gdyby była w związku z kimś znaczącym, no i jak każda młoda dziewczyna, chciała mieć dobrego męża, mogącego zapewnić jej lepszą przyszłość.
Kiedy zgodził się pójść z nią na przechadzkę, ożywiła się jeszcze bardziej.
- Tak, właśnie tak – odpowiedziała na jego pytanie. – W Hogwarcie zdecydowanie nie czułam się gotowa na tego typu znajomości. A i później... Cóż, jakoś nie było okazji. Głównie krążyłam między pracą i mieszkaniem, rzadko spotykałam się z kimś towarzysko.
Spuściła na moment wzrok, bo nie potrafiła ot tak mówić o swoich uczuciach, tak bez żadnego skrępowania. Jak miała mu powiedzieć, że jej na nim zależało, że czuła do niego coś, czego nigdy wcześniej nie czuła do nikogo, i co nie było już wyłącznie fascynacją młodej dziewczyny starszym, dojrzalszym mężczyzną?
- A ty? Ile kobiet miałeś przede mną? – zapytała nieco dociekliwie, choć nie była pewna, czy mężczyzna powie jej prawdę... I czy w ogóle chciała wiedzieć. Choć w sumie to i tak nie miało wielkiego znaczenia. Po prostu była ciekawa.
Kiedy mocniej zacisnął dłoń na jej włosach i znowu odchylił jej głowę do tyłu, jęknęła cicho i przymknęła leciutko oczy, patrząc jednak na niego spod przymrużonych powiek. Nadal nie widziała jego prawdziwych intencji, może nie chciała ich widzieć, otumaniona pięknymi wizjami szczęśliwej przyszłości bez ojca, za to z mężczyzną, który tak na nią działał? Oddychała szybko, wciąż przyciśnięta do jego ciała, czując na sobie jego przyjemne ciepło.
Ale po chwili wyszli na zewnątrz. Na dworze było ciepło, ale przyjemnie rześko, nie tak duszno jak w mieście. Raven naprawdę cieszyła się, że Colin posiadał wokół domostwa całkiem okazałe podwórze. W Londynie brakowało jej zieleni i takich spokojnych miejsc, gdzie mogłaby przechadzać się i rozmyślać. W czasach mieszkania w posiadłości ojca często uciekała właśnie do ogrodu, by tam zażywać samotności i uwalniać się od przygnębiającej aury roztaczanej przez starego Baudelaire’a, więc tego typu miejsca kojarzyły jej się dobrze.
- Podoba mi się tutaj. Jest tak ładnie... i spokojnie – powiedziała do niego. Szli ścieżką, a Raven delikatnie złapała mężczyznę za rękę. Nie potrzebowała się go trzymać, bo mimo swojej pozornej kruchości nie była słabiutką, omdlewającą panienką męczącą się po zrobieniu kilku kroków, ale chciała poczuć, że są prawdziwą parą na spacerze, a normalne pary przecież często trzymały się za ręce.
- Musimy częściej wychodzić gdzieś razem – dodała po chwili. – Zbyt dużo czasu spędzasz w pracy. Zresztą, ostatnio oboje spędzamy.
Co prawda czuła pewien niepokój na myśl o wspólnym pokazaniu się w towarzystwie, bo do tej pory była uważana wyłącznie za pracownicę Fawleya i nigdy w towarzystwie nie okazywali, że ich relacje się pogłębiły, ale musiała przyznać, że czuła się przy nim przyjemnie. Wydawał się przy niej taki wysoki, postawny i dojrzały, i choć zawsze patrzyła z góry na te wszystkie próżne panienki ekscytujące się przystojnymi mężczyznami, nie mogła nie czuć mimowolnego zadowolenia, że ktoś taki jak Colin zwrócił uwagę właśnie na nią.
Raven Baudelaire
Raven Baudelaire
Zawód : brak
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogrody CFbqa8o
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t935-raven-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Ogrody [odnośnik]17.08.15 19:01
Dwie strony tej samej osoby – tak można byłoby najłatwiej opisać Colina, skracając całą charakterystykę do kilku wyrazów. Wbrew pozorom na świecie pełno było osób, które w zaciszu własnego mieszkania odkrywały swoje prawdziwe ja. Właściwie czyż nie każdy był właśnie taki? Ściągający niewygodne ubrania i przebierający się w luźniejsze, chodzący po domu w wyciągniętych koszulach, odstawiający brudny talerz na półkę, zamiast od razu do zlewu, kruszący w łóżku i zbyt leniwy, by podlać kwiaty na czas? Po przekroczeniu progu mieszkania ludzie czuli się wolni, rozluźnieni; byli na swoim terytorium, gdzie rządziły zasady ustalone przez nich samym. W zaciszu własnego mieszkania nikt nie musiał udawać kogoś, kim nie jest; nikt nie musiał przybierać maski obojętności, maski szczęścia czy smutku i udawać, że targają nim jakieś emocje, podczas gdy tak naprawdę było się znudzonym otaczającym towarzystwem.
Z Colinem sprawa wyglądała dokładnie tak samo, jednak w jego przypadku maska zakładana przy każdym wyjściu na zewnątrz okazywała się znacznie grubsza, niż u zwyczajnych ludzi. Każda zmarszczka, każdy najmniejszy rys twarzy doskonale ukrywały to, co kryło się pod nimi, a czego nie mógł realizować w codziennym życiu, bo społeczeństwo nie było jeszcze gotowe, by przyjąć jego naturę ze zrozumieniem i akceptacją. Uwielbiał dominację i dlatego ciągle rozwijał swoje imperium, nie osiadając bezsensownie na laurach; im większe ono było, tym większą kontrolę sprawował nad swoimi pracownikami, ich życiem i obowiązkami. W jego rękach leżał nierzadko los ich rodzin, którym poskąpiono bogatych przodków, z których fortuny mogliby się utrzymywać.
Jednak kontrola nad dziesiątkami pracowników wciąż nie była tym, co w pełni by zaspokajało jego pragnienia, cały czas szukał czegoś, co mógłby uchwycić, ścisnąć i wiedziałby wtedy, że właśnie o to mu chodziło. Potrzebował jakiejś wskazówki, jakiegoś znaku i impulsu, które pokazałyby mu, że zmierza w dobrym kierunku. Och, jasne że wiedział od samego początku, że musiało chodzić o kobietę. Kontrola nad pracownikami nie dawała mu pełnej satysfakcji, bo z nimi nie mógł robić [i]wszystkiego[i], co chciał. Krępowały go głupie normy i granice, opinia społeczeństwa i podejrzliwe spojrzenia innych czarodziejów. Ale we własnym mieszkaniu? Tam było jego miejsce, jego terytorium, którego znał każdy centymetr. Jeśli miał nad kimś sprawować pełną kontrolę bez jakichkolwiek ograniczeń, zarówno tych fizycznych, jak i moralnych, musiał mieć do tego pełną swobodę, a tę mógł sobie zapewnić tylko wtedy, gdy sprowadziłby kogoś do swojego domu, odizolował od reszty świata i sprawdzał, jak daleko byłby w stanie się posunąć w poszukiwaniu własnej satysfakcji i zaspokojenia najgłębszych pragnień.
Najpierw był pewien, że wystarczy znalezienie kogokolwiek, jakiejś głupiej zdesperowanej panny, która z pocałowaniem ręki przyjęłaby go jako swojego adoratora i z biegiem czasu zgodziła się z nim zamieszkać. Jednak z każdą kolejną kobietą w jego życiu okazywało się, że jest zupełnie inaczej. Flirtując i rozmawiając z nimi nie umiał sobie nawet wyobrazić, że przejmuje nad nimi kontrolę. Całując je i lądując z nimi w łóżku czuł co prawda satysfakcję, ale było to wyłącznie zaspokojenie czysto fizyczne, które nie zapewniało mu spokoju ducha i nie pozwalało umysłowi sięgnąć głębi swoich możliwości odczuwania. Nie zrezygnował z flirtów i romansów; umożliwiały mu one zrzucenie fizycznego napięcia, ale jednocześnie wiedział, że nie tędy wiodła droga do osiągnięcia celu.
Dopiero gdy poznał Raven i zatrudnił ją w swojej księgarni, gdy patrząc na jej włosy i smukłą szyję wyobrażał sobie moment, w którym zaciska na niej dłonie, coś w nim drgnęło. Zaspana wyobraźnia nagle rozbuchała się na nowo, kreśląc przed nim wizje tak fantastyczne, że niemal fizyczne cierpienie sprawiało mu przebywanie w jej towarzystwie ze świadomością, że nie może jej nawet tknąć. Ale gdy dowiedział się o jej pochodzeniu, o jej korzeniach tkwiących w znienawidzonym rodzie, nie miał już żadnych wątpliwości, że to właśnie ona jest jego ostatecznym celem. Celem, który tak spokojnie i ufnie trzymał go za rękę, wędrując po ogrodzie i snując zapewne jakieś bzdurne wizje o wspólnej przeszłości. Z chęcią wpuściłby ją do swojego mrocznego umysłu i podzielił się własnymi myślami na ten temat.
- Kilkanaście, kilkadziesiąt, kilkaset – wzruszył ramionami, dając jej wyraźny znak, że nie zamierza odpowiadać na tak impertynencie pytanie. Nie wstydził się swojej przyszłości, o nie, ale podając jej konkretną liczbę mógłby ją do siebie zniechęcić, a to nie leżało w jego interesie teraz, gdy powoli zdobywał jej zaufanie. - Istotne jest to, że obecnie jesteś dla mnie jedyna i tylko to powinno się liczyć.
Odwzajemnił uścisk jej dłoni, kierując się żwirową ścieżką w stronę rosnących niedaleko wierzb płaczących, które swoimi liśćmi sięgały do samej ziemi. Gdyby weszli za ich kurtynę, nikt nie miałby szans ich zobaczyć, ani też domyślić się ich obecności. Gruby pień drzewa liczył sobie ponad dwieście lat i choć poprzedni właściciel radził Colinowi, by jak najszybciej je ściął, zanim przewali się podczas większej burzy, ani myślał to zrobić.
- Mamy ciężki okres – zaczął się tłumaczyć, spoglądając gdzieś w niebo – zbliża się rok szkolny i księgarnie przeżywają istne oblężenie, a przez głupie wakacyjne wyjazdy moich pracowników brakuje mi personelu – dodał takim tonem, jakby największą zbrodnią w jego oczach było wzięcie przez kogoś urlopu. On sam nie pamiętał, kiedy był na jakimś i kiedy świadomie zrezygnował z pracy, by spędzić dzień w domu na błogim lenistwie. Niedługo będzie musiał jednak skorzystać z takiego wolnego dnia, obiecał w końcu Raven podróż do Londynu.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Ogrody [odnośnik]17.08.15 23:14
Często tak było i Raven doskonale o tym wiedziała, choćby na przykładzie swojego ojca. Poza domem poukładany, rzeczowy facet, naprawdę dobry w tym, co robił. W domu zdejmował maskę i odsłaniał znacznie mroczniejsze oblicze, do którego nie mógł przyznać się w społeczeństwie, jeśli nie chciał stracić pozycji i wpaść w tarapaty za jakieś czarnomagiczne praktyki.
Sama Raven też zachowywała się różnie w zależności od sytuacji. W obecności ojca była spokojna, cicha i pokorna, nie chcąc go drażnić i prowokować, ale w Hogwarcie zawsze odżywała, odkrywała uroki wolności i swobody, jakiej nie zaznała w domu. Z perspektywy czasu ojciec pewnie żałował, że wysłał ją do szkoły, bo to Hogwart ostatecznie pomógł jej odkryć, że jej dzieciństwo było naprawdę chore, i ta normalność i wolność dały jej siłę do tego, by w końcu postawić na swoim i odejść.
No i wiadomo, że każdy zachowywał się inaczej wśród obcych ludzi, a inaczej w domu, w samotności lub w otoczeniu bliskich. Colin przed Raven wciąż jednak się krył, wciąż zachowywał się tak, jak zawsze, tym samym zwodząc dziewczynę i sprawiając, że coraz bardziej mu ufała, nieświadoma zagrożenia. Wiedziała, że był bardzo zaangażowany w swoją pracą i lubił mieć wszystko pod kontrolą, jeśli chodziło o interesy i tak dalej, ale w życiu poza pracą nie okazywał tej części swojej natury.
Gdyby wiedziała, co naprawdę nim kierowało, poczułaby się zraniona, ale starałaby się jakoś wycofać z niezdrowego układu. Zależało jej na nim i był dla niej ogromną szansą na uwolnienie od ojca, ale to nadal był etap, kiedy jeszcze to wszystko było na tyle świeże, że dałaby radę jeszcze jakoś się wycofać, choć niewątpliwie cierpiałaby wskutek rozczarowania i świadomości, że jest zupełnie sama, zdana na pastwę ojca, że nawet osoba, w której pokładała takie zaufanie, zawiodła ją i okazała się być tak zdegenerowana. To wszystko z pewnością byłoby niezwykle trudne, choćby z tego względu, że już nie był jej obojętny. A kto wie, co będzie dalej? Kiedy już przebrnęło się przez pierwsze mury Raven, można było zauważyć, że była dziewczyną wrażliwą, spragnioną dobroci i troski. Dając jej to, łatwo było ją podejść.
Kiedy odpowiedział, zmarszczyła się lekko. Cóż, mogła się spodziewać, że będzie wolał ją zbyć i uniknąć tego typu tematu. Najwyraźniej była to dla niego kwestia drażliwa.
- Mhm... No dobrze – powiedziała w końcu, wzdychając cicho i nieznacznie wzruszając ramionami. Po chwili mocniej ścisnęła jego rękę. – Kiedy się poznaliśmy... Nie spodziewałam się, że mógłbyś zwrócić uwagę właśnie na mnie. Z pewnością miałeś już wiele pracownic. Właściwie dlaczego ja?
Szła za nim, aż doszli do wierzb, których długie gałęzie wydawały się sięgać niemal do ziemi. Raven już tutaj kiedyś przyszła, i nie mogła odmówić temu miejscu pewnego uroku i magii. Wydawało się taką zieloną samotnią oderwaną od świata. Drzewa musiały być bardzo stare.
- Od dawna tutaj mieszkasz? – zapytała w pewnym momencie, oglądając się przez ramię na dom, który był ledwie widoczny zza długich, gęsto pokrytych wąskimi liśćmi gałęzi. Właściwie nie była pewna, czy to rodzinny dom Colina, czy po prostu przeprowadził się tutaj już będąc dorosłym. Zaciekawiła się jednak, chciała przecież go lepiej poznać.
Kiedy wspomniał o problemach z pracą, znowu na niego spojrzała.
- Jeśli chcesz, mogę ci pomóc w sklepie – zaproponowała, delikatną dłonią gładząc jego męską, szorstką rękę. – Jeśli mówisz, że pracownicy powyjeżdżali na wakacje... To dla mnie żaden problem, przecież już to kiedyś robiłam, na początku.
O tak, zdecydowanie miała wrażenie, że Colin jest pracoholikiem. Większość czasu wydawał się poświęcać pracy. Ceniła jego zaangażowanie i pasję, ale z drugiej strony, to czasami wydawało jej się wręcz troszkę niezdrowe, ale wątpiła, żeby udało jej się na niego wpłynąć, żeby zaczął trochę bardziej się oszczędzać.
Raven Baudelaire
Raven Baudelaire
Zawód : brak
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogrody CFbqa8o
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t935-raven-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Ogrody [odnośnik]18.08.15 10:07
Dlaczego ty? Cóż, dobre pytanie, tylko jest mały problem – nie mogę na nie odpowiedzieć szczerze. W jego głowie w jednej chwili zaroiło się od tysiąca myśli, tysiąca możliwości i tłumaczeń, którymi mógłby ją zwieść. Szepnąć jakąś czułostkę, jakąś do bólu romantyczną bajeczkę, że od pierwszego dnia podbiła jego serce i nie mógł przestać o niej myśleć, że pojawiał się w Esach&Floresach wyłącznie dla niej i że po raz pierwszy nie potrafił się przez to skupić na pracy. Mógł mamić jej umysł, jej samozadowolenie, jej pragnienie komplementów na setki różnych sposobów, a tylko od niego zależało, który wybierze. Nie mógł tak po protu fantazjować, jego wersja powinna być maksymalnie zbliżona do prawdy, bo nawet najbardziej zakochana i zauroczona dziewczyna jest w stanie wykryć bezczelne kłamstwo.
Zastanowił się, zanim odpowiedział, z pełnym przekonaniem wypowiadając każde słowo. Nie było trudne włożyć w swoją wypowiedź całą energię i pasję, jakby faktycznie wierzył w to, co właśnie mówił. Chociaż brzydził się bezsensownym kłamstwem, takie małe kłamstewka wiodące go prosto do celu przyjmował z otwartymi ramionami, ponieważ służyły według niego większemu dobru. - Masz w sobie coś, co mnie zaintrygowało. Twoja pasja podczas pracy, podejście do klientów, subtelność i kobiece wyrafinowanie – wzruszył ramionami dając znak, że mówienie o swoich uczuciach chociażby w pośredniej formie wciąż go bardzo krępuje. - Och, no i przede wszystkim jesteś młodą, piękną jedynaczką i skusił mnie twój posag – dodał, poruszając znacząco brwiami i tłumiąc śmiech.
Kwestia finansów nigdy nie była dla niego drażliwym tematem. Nie wychował się w biedzie, bo pensja matki chociaż skromna, jakoś pozwalała im wytrwać w normalnych warunkach, mimo że mieli świadomość małej fortuny spoczywającej w bankowej skrytce. Colin nie ruszał tamtych pieniędzy, skażonych obrzydzająco litościwym gestem swojego ojca i dopiero po kilku latach zdecydował się naruszyć te niechciane oszczędności. Obecnie pieniądze były czymś, co traktował jako naturalną część swojego życia; pozwalały mu wkupywać się w łaski arystokracji lub wręcz przeciwnie, w pełni się od niej uniezależnić.
Pomyślał przez chwilę, jaki stosunek do pieniędzy ma Raven, nigdy jej o to nie zapytał. Czy jest równie łasa na błyskotki, biżuterię i drogie prezenty jak reszta kobiet, które znał? Czy przyjemność sprawiłby jej jakiś elegancki podarunek, na który sama musiałaby zbierać kilka miesięcy, odkładając ze swojej pensji, a on jedynie pstryknąłby palcami? Musiał się dowiedzieć, co ją zadowoli i jak będzie mógł najłatwiej zdobyć jej względy. Miał tylko nadzieję, że nie należy do tych naburmuszonych wiecznie młodych panien, które gardzą dobrami materialnymi.
Kurtyna z liści chroniła ich przed oczami wścibskich podglądaczy, ale nawet zza gęstej osłony widać było przebijające się kontury domu. Colin włożył dużo pracy w to, by odnowić rezydencję. Niegdyś w przeszłości mieszkali tu jego przodkowie ze strony matki, ale w wojennej zawierusze pierwszej wojny światowej cały teren zmieniał właściciela z roku na rok. Gdy go odkupywał, teren był w posiadaniu jakiegoś mugola, który niewiele się nim interesował i chciał jak najszybciej pozbyć się niechcianej inwestycji.
- Kilka ładnych lat, wcześniej korzystałem z londyńskiego mieszkania. Ale cisza i spokój są jednak bardziej korzystną alternatywą dla zatłoczonego miasta. Tutaj mam zapewnioną prywatność i dyskrecję. Pierwszy dworek zbudowano trzysta lat temu, ale on dawno został zniszczony – machnął ręką w stronę domu, odgarniając przy okazji kilka gałązek. - Ze starego domu pozostały jedynie fundamenty i piwnice.
Skrzyżował ręce za plecami i wyprostował sylwetkę. Wspomnienie o rezydencji przypomniało mu, że nie tylko jeden pokój czeka na generalny remont. Colin już dawno powinien zająć się piwnicami i doprowadzić je do porządku. Co prawda część z nich została przerobiona kilka lat temu i trzymał tam butelki najlepszego wina, ale wciąż został spory obszar, który wymagał uporządkowania. Z opowieści właściciela i swojej matki wiedział, że pierwotna rezydencja służyła kiedyś za kwaterę angielskiego dowództwa z tego rejonu, a lochy... cóż, z pewnością słyszały niejeden krzyk zdesperowanych skazańców czekających na swój ponury los. Pamiętał, gdy pierwszy raz zajrzał do chłodnych lochów – właściciel za nic nie chciał zejść na dół – i jak wyczuł w ciemnościach przykute do ścian łańcuchy. Wyobraził sobie strach i rozpacz uwięzionych tam osób i brak jakiejkolwiek nadziei na uwolnienie. Tak, to był jeden z powodów, dla których zdecydował się odkupić rezydencję; nawet rodowe dziedzictwo nie było wtedy aż tak ważne.
- Nie, jesteś mi potrzebna w domu – zaprotestował, wyciągając rękę i łapiąc jej dłoń. Wierzba dawała schronienie i trochę cienia, ale nie mogli stać tu wiecznie. - Niedługo zresztą i tak wszystko wróci do normy – pociągnął ją za sobą, mijając liściastą kurtynę i kierując się w dalszą część ogrodu.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Ogrody [odnośnik]18.08.15 14:34
Często zastanawiała się, jak to się stało, że wybrał właśnie ją. Przez ojca miała dosyć niską samoocenę i może dlatego tak niesamowite było dla niej to, że ktoś mógłby okazywać jej specjalne względy, i ciekawiła się nad pobudkami kierującymi Colinem, kiedy zaczął spędzać coraz więcej czasu z nią, powierzał jej odpowiedzialne zadania, a teraz chciał, żeby z nim zamieszkała. Czyżby chodziło tylko o to, że dobrze i sumiennie wypełniała obowiązki, i że była młoda, czy może jednak o coś innego?
W zamyśleniu przygryzła wargę.
- Cieszę się, że tak uważasz – powiedziała, leciutko się rumieniąc. Ona też nie lubiła mówić o swoich uczuciach, zawsze sprawiało jej to problem. – Myślisz, że kiedyś moglibyśmy być razem? Tak naprawdę?
Speszyła się nieco i na moment spuściła wzrok, by potem znowu spojrzeć na twarz mężczyzny.
Jeśli chodzi o kwestie materialne, Raven była przyzwyczajona do dobrych warunków i nie miała na tym punkcie kompleksów, chociaż z majątku ojca korzystała raczej niechętnie, chyba że była zmuszona. Mogła to robić, bo w końcu oficjalnie nie była wyklęta z rodziny, tylko po prostu nie lubiła sprawiać ojcu satysfakcji. Może nie była pazerna i łasa na błyskotki, ale doceniała praktyczne podarunki oraz przede wszystkim dobre chęci. Naburmuszona też nie była, bo nie należała do tych kobiet, które na siłę pragnęły pokazywać, jakie to są silne i niezależne, i boczyły się, kiedy mężczyźni próbowali być wobec nich mili. Raven naprawdę doceniała każdy przejaw pozytywnych uczuć względem niej.
Zakątek pod wierzbami miał swój urok. Raven postanowiła, że musi częściej tu przychodzić; było to idealne miejsce do rozmyślań, odizolowane od zewnętrznego świata.
- Ładnie tu. To znaczy... Życie w mieście też ma pewne zalety, ale czasami czułam się nim trochę przytłoczona. Nie byłam do tego przyzwyczajona – powiedziała. – Ale przynajmniej byłam daleko od ojca. To było dla mnie wtedy najważniejsze.
Z jednej strony podobało jej się to uczucie ginięcia w tłumie, bycia jedną z wielu, praktycznie niezauważalną, z drugiej... Mimo pewnego zainteresowania światem mugoli, nie potrafiła do końca się przyzwyczaić do gwaru ich miasta, wiecznego tłoku, jakiego nie zaznała nawet w Hogwarcie, licznych samochodów i tak dalej. Zwykle trzymała się więc obszaru magicznej dzielnicy, ale i ona nie należała do najbardziej cichych i spokojnych, a mieszkanka w większości były małe i zapyziałe. Miała zresztą wrażenie, że Colin też lepiej się czuł z daleka od miasta, choć wiadomo, że to w Londynie prowadził większość interesów.
Była pewna, że Colin będzie chciał, żeby mu pomogła, skoro narzekał na brak pracowników, więc gdy odmówił, uniosła lekko brwi.
- Skoro jesteś pewien, że sam sobie z tym poradzisz... – powiedziała, podając mu dłoń i znowu zaczynając kreślić opuszkami delikatne wzory w jej wnętrzu. – No dobrze. Zajmę się swoją częścią pracy tutaj. Masz jakieś nowe interesujące księgi, w które mogłabym się zagłębić?
Czytanie zawsze było dla niej pewną formą ucieczki od rzeczywistości i ceniła ją nawet teraz, kiedy była dorosła.
Uśmiechnęła się do niego nieznacznie. Wciąż trzymając się za ręce, wyminęli zakątek z wierzbami i poszli dalej. Raven zdawała się na Colina, chciała żeby pokazał jej swoje ulubione miejsca, bo to też było formą dowiedzenia się o nim czegoś nowego.
- Musimy chyba częściej wybierać się na takie przechadzki – zaproponowała. – Chyba możesz mi poświęcić chociaż tyle czasu, prawda?
Raven Baudelaire
Raven Baudelaire
Zawód : brak
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogrody CFbqa8o
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t935-raven-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Ogrody [odnośnik]18.08.15 20:08
Mimowolnie się uśmiechnął, gdy zasypała go pytaniami; nie przywykł do kobiet, które z taką uporczywością domagały się odpowiedzi. Pytania o uczucia, o dom, o pracę, o ich wspólną przyszłość, o spędzanie razem czasu, o jego przeszłość, to wszystko skumulowane w czasie jednej rozmowy sprawiało, że miał coraz większą ochotę ją uciszyć. Złapać za rękę, szarpnąć, spojrzeć w oczy z błyskiem niecierpliwości i zirytowania, a jeśli wtedy by nie zrozumiała, posunąć się jeszcze dalej. Ponoć przy siarczystym policzku kobieta albo milknie zszokowana lub obrażona, albo zaczyna jeszcze bardziej świergotać. Ciekawe, jak w takiej sytuacji wypadłaby Raven... Na szczęście miał mnóstwo czasu, aby nauczyć ją, że mowa jest srebrem, ale o wiele cenniejsze jest wszak złoto i milczenie.
Nie dał po sobie jednak poznać rosnącego zirytowania, a jej pytania przyjmował z uśmiechem na ustach, chociaż pochmurny nastrój nie opuszczał jego oczu, odcinających się wyraźnie na tle radosnej twarzy. Musiał być miły, uprzejmy, musiał doskonale odegrać swoją rolę mężczyzny niepewnego swoich uczuć i pragnień, chociaż w pełni świadomego tego, jak obecność Raven na niego działa i ile zmieniła w jego życiu. Musiał codziennie przy śniadaniu zakładać maskę prawie-że-zakochanego Colina i utrzymywać ją cały czas, póki dziewczyna była w polu widzenia. Nie robił tego bezcelowo, doskonale był świadomy nagrody, która go czeka, gdy tylko dotrwa do końca.
- Nie wykluczam tego, ale sama rozumiesz, że póki co są to dość świeże uczucia – wymamrotał, udając onieśmielenie kompletnie niepasujące do mężczyzny w jego wieku, ale tylko w ten sposób mógł ukryć grymas zniesmaczenia, który pojawił się na jego ustach podczas wypowiadania tych słów. Związek z nią był jedynie środkiem do celu, nie celem samym w sobie. Raven absolutnie nie była szczytem jego małżeńskich marzeń, ale jeśli w swojej dziewczęcej naiwności graniczącej z głupotą uważała, że kiedykolwiek mógłby się z nią ożenić dla samego faktu bycia z nią, mógł jedynie współczuć dziecinnemu przekonaniu.
- Nie sądzę, byś miała teraz czas na zajmowanie kolejnymi księgami, czeka na ciebie pokój do odnowienia, a bez magii trochę ci to zajmie – mówił dalej nieco ostrzejszym tomen, wzruszając ramionami w powątpiewającym geście. Pierwszy remont rezydencji, gdy tylko ją kupił, zajął mu kilka dni, a korzystał wtedy jeszcze z magii. Teraz, bez wykorzystania czarów, cały proces trwać będzie pewnie nieco dłużej, szczególnie, że pokój jest naprawdę zaniedbany i wymaga gruntownego remontu, a nie jedynie udekorowania go różowymi firankami. Prośba nagle zamieniła się w rozkaz; już nie tyle prosił ją, by pomogła mu w urządzeniu nowego miejsca w domu, w którym mogliby spędzać czas, teraz miało to formę nakazu – skoro się podjęła tego zadania, nie powinna szukać sobie innych, póki go nie ukończy.
- A jak pokój będzie gotowy, możemy tam spędzać każdą wolną chwilę. Może nawet wezmę sobie dwudniowy urlop, który przeleżymy leniwie w łóżku patrząc się w sufit i udając, że świat za ścianami rezydencji jest znacznie piękniejszy niż w rzeczywistości.
Nie chciał wybiegać myślami w przyszłość. Był przyzwyczajony do życia z dnia na dzień, cieszenia się tym, co miał w tej chwili i co udało mu się dotąd osiągnąć, a nie planowania kolejnych sukcesów. Sięganie w przyszłość było dla niego jak kuszenie losu i rzucania mu wyzwania, a doskonale wiedział, że w walce z przeznaczeniem nie miałby najmniejszych szans. Oczywiście nie znaczyło to, że nie marzył, nie śnił i nie puszczał swojej fantazji i wyobraźni samopas. Ale były to tylko niewinne prztyczki w nos dawane losowi, a poważne wyzwanie, które mogłoby się skończyć dla Colina bardzo boleśnie.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Ogrody [odnośnik]18.08.15 23:34
Nie wiedziała, że jej mówienie tak bardzo go drażni. Raven na ogół zresztą nie należała do gadatliwych osób i rzadko odzywała się bez potrzeby. Jednak przy Colinie, tak upojona swoją wymarzoną wizją wspólnego życia z daleka od trudnej przeszłości, była bardziej niż zwykle otwarta i mówiła więcej, nieświadoma, że niekoniecznie mu się to podobało.
Cały czas więc szła ufnie trzymając go za rękę i mówiąc do niego. Chyba nawet w czasach Hogwartu przy nikim nie była tak rozmowna. Zawsze unikała bycia w centrum wydarzeń i zaszywała się gdzieś, czy to w bibliotece, czy szukała sobie zakamarków gdzieś indziej w zamku lub na błoniach, korzystając z cudownych miesięcy wolności, gdzie nie musiała bać się ojca. Teraz w ogóle nie przypominała tej zaszczutej, ponurej i wycofanej dziewczyny, jaką była jeszcze dwa lata temu.
- Tak... rozumiem – mruknęła, nieco speszona. Po raz kolejny przypominał jej o tym, że nie był pewny swoich uczuć do niej. Wolną dłonią nieco nerwowo poprawiła włosy, żeby zatuszować chwilowe zmieszanie. Przecież miała unikać tego tematu.
- Ach tak, pokój – przypomniała sobie natychmiast, przecież zaledwie pół godziny temu o nim rozmawiali. – Ale przecież jeszcze nie byliśmy na zakupach. I naprawdę nie będę mogła używać przy tym magii?
Wciąż nie do końca poważnie traktowała zakaz używania magii, choć rzeczywiście, odkąd tu mieszkała, prawie w ogóle nie używała różdżki. Nawet nie z powodu jego polecenia, a po prostu zwykle nie musiała tego robić, skoro głównie ogarniała swój pokój, pracowała z książkami lub włóczyła się po podwórzu, i wtedy mogła się bez różdżki obyć. Zabierała ją jednak, kiedy opuszczała dom, ale to ostatnio robiła rzadko, bo nie miała aż tak często potrzeby, żeby teleportować się do Londynu.
- Ale to nic – machnęła ręką, zanim znowu się odezwał. – Poradzę sobie. Zawsze to coś nowego.
Z drugiej strony, takie udekorowanie pokoju bez magii, po mugolsku, mogło dać jej jeszcze więcej satysfakcji i rozrywki. Co prawda nie miała zielonego pojęcia o tego typu sprawach, bo w posiadłości ojca nigdy nie musiała nawet sprzątać, nie mówiąc o malowaniu ścian czy ustawianiu mebli. Pewnie więc urządzanie pokoju wcale nie będzie takie łatwe, bo czym innym było wybranie ładnych zasłonek, obrazów i innych dekoracji, a czym innym faktyczne ogarnięcie zaniedbanego, od lat nieużywanego pomieszczenia. Ale niewątpliwie było to interesujące wyzwanie, które zapewni Raven jakieś urozmaicenie na kilka dni, bo przecież z księgami będzie jeszcze pracować nie raz.
- Naprawdę? Byłbyś gotowy wziąć urlop, żeby spędzić ze mną trochę czasu w nowym pokoju? – spytała, aż unosząc brwi. Colin biorący urlop był dla niej czymś trudnym do wyobrażenia sobie, biorąc pod uwagę jego pracoholizm. – Byłoby cudownie – dodała jednak szybko, żeby pokazać mu, że ten pomysł bardzo jej się spodobał i jeszcze bardziej zachęcił ją do całej sprawy z urządzeniem pokoju.
Raven Baudelaire
Raven Baudelaire
Zawód : brak
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogrody CFbqa8o
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t935-raven-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Ogrody [odnośnik]19.08.15 15:47
Próbował sobie przypomnieć, jaki był w jej wieku, gdy dwudziesty pierwszy rok życia kładł się na jego plecach jak jakaś ponura mara. To nie były łatwe i piękne czasy; naznaczone wojną, która do świata mugoli i czarodziejów wniosła ogromne zamieszanie i wiele zmieniła na mapie ówczesnej Europy. Potęgi, które tyle wieków trzymały się jak kolos na glinianych nogach, upadały z głuchym łoskotem, pociągając za sobą kolejne państwa i państewka, uzależnione od nich ekonomicznie i politycznie. Pamiętał te czasy, gdy zamykał się w rodzinnym domu, nieczuły na cierpienia dobiegające z zewnątrz, a jednocześnie boleśnie świadomy faktu, że one gdzieś są, gdzieś istnieją i że ucieczka od nich jest niemożliwa.
Być może to właśnie tamte czasy go ukształtowały i sprawiły, że po pierwszym załamaniu, gdy odzyskiwał siły i budował wokół siebie twardy pancerz, zmieniło się całe jego wewnętrzne ja, a z miłego chłopca, którym był w Hogwarcie, powoli rodził się beznamiętny, obojętny mężczyzna, który szukał w życiu nowych celów i nowych pragnień? Wojna pokazała mu, że jako jednostka nie miał wtedy nad swoim życiem żadnej kontroli. Jedno mugolskie bombardowanie, jedno czarodziejskie zaklęcie mogło pozbawić go życia lub uczynić kaleką na całe lata. Może to właśnie wtedy narodziło się w nim to graniczące z obłędem pragnienie, by wziąć los we własne ręce i kontrolować to, co było w zasięgu jego kontroli?...
- Nie potrzebuję tu magii. Wystarczy, że wszystko mi o niej przypomina w pracy, w Londynie, na salonach... Ten dom ma być miejscem, w którym nie grozi nam rzucone w plecy zaklęcie, ani ponure wspomnienie o ostatniej wojnie – objął ją w pasie, idąc dalej ścieżką, chociaż nie miał jakiegoś konkretnego celu. Ogrody były rozległe, ale one również z czasem zaczną wymagać większej pielęgnacji. - A poza tym mogłabyś bardzo ciekawie wyglądać z nosem umazanym farbą – dodał ze śmiechem, pochylając się, by pocałować ją w policzek.
Zastanawiał się czy teraz, gdy Raven z nim zamieszkała, nie powinien znaleźć sobie jakiegoś skrzata do pomocy. Uznał jednak, że im mniej osób i stworzeń wie o tym, co się dzieje w rezydencji, tym lepiej dla niego. Nie bez powodu w magicznym świecie miał przypiętą łatkę dziwaka izolującego się od arystokracji, której sam był częścią i co w wieku osobach budziło wręcz niezdrowe zainteresowanie. Na szczęście arystokracja miała to do siebie, że szlachecki tytuł w połączeniu z dużymi pieniędzmi otwierał wiele drzwi i zamykał wiele ust, które kłapały bezsensownie na prawo i lewo. Osłuchał się już tylu plotek na swój temat, że mało co mogło go zdziwić, szczególnie że każda kolejna była jeszcze bardziej absurdalna.
- Właściwie to nie tylko w tym nowym pokoju, chyba że będziesz strasznie nalegała – nadepnął na jakąś suchą gałązkę, która złamała się pod jego butem. - Możemy wybrać się też gdzieś poza Inverness, chociażby odwiedzić twojego ojca i poinformować go o tym, że mieszkamy razem – niedopowiedzenie zawisło w powietrzu, gdy Colin wyczekiwał na jej odpowiedź. Wiedział, że była to jawna prowokacja z jego strony, bo wyczuwał napięte stosunki Raven z ojcem, ale gdyby chociaż podejrzewał, skąd się bierze ta dziwna niechęć dziewczyny do swojego rodziciela, z pewnością o wiele częściej by o nim wspominał i nie pozwolił jej wyrzucić jego ponurego cienia ze swoich myśli. Przestraszoną, przerażoną dziewczyną będzie o wiele łatwiej sterować i manipulować, niż pewną siebie, gotową do stawienia czoła swoim lękom.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Ogrody [odnośnik]19.08.15 21:11
Raven nie pamiętała tamtych czasów, była wtedy zbyt mała, zresztą ojciec starannie strzegł jej oraz rodzinnej posiadłości. Mimo wszystkich jego wad, akurat to była rzecz, którą zrobił dobrze – chronił córkę przed zagrożeniem z zewnątrz. Raven wyrosła więc, niewiele pamiętając z tego okresu, tym bardziej, że praktycznie nie opuszczała posiadłości, chyba że była zabierana przez ojca na jakieś okazje towarzyskie. Nie było więc czego zapamiętać z tego obcego, zewnętrznego świata, o którym usłyszała coś więcej dopiero będąc w Hogwarcie, ale i tak słyszała głównie o świecie magii. Mugolskim rzadko kto się ekscytował.
Colin jednak niewątpliwie przeżył i zobaczył dużo więcej, niż ona, młodziutka niedoświadczona dziewczyna przez niemal całe życie żyjąca pod twardą ręką ojca. Raven w pewnym sensie ekscytowało to jego obycie i doświadczenie.
- Właściwie czemu tak bardzo nie lubisz magii? – zapytała. – To ma związek z jakąś sprawą z przeszłości?
Odkąd go znała, chyba nigdy nie widziała, żeby czarował, chyba nawet w ogóle nie miał różdżki. To było tak niezwykłe w świecie czarodziejów, gdzie tak wielu z nich nie potrafiło zdziałać zbyt wiele bez tego patyka, i tak wielu gardziło mugolami za to, że nie znali magii. Ale kto wie, może Colin został w jakiś sposób skrzywdzony lub stało się coś innego, co zraziło go do używania czarów i obecności magii? Raven, mimo swoich przejść i mimo wielokrotnego krzywdzenia zaklęciami, nie czuła aż takiego obrzydzenia do magii, choć oczywiście nie lubiła, kiedy ktoś mierzył w nią różdżką, bo to budziło w niej lęk.
- Skoro tak nalegasz, to dobrze. Ale od razu uprzedzam, że nie mam pojęcia o remontowaniu wnętrz ani dekorowaniu ich bez magii – uprzedziła go, czując, jak mężczyzna musnął ustami jej blady policzek.
Spodobał jej się ten drobny, czuły gest, więc uśmiechnęła się lekko, zastanawiając się jednocześnie nad kwestią pokoju, który miał być przestrzenią dla niej i Colina.
Kiedy jednak powiedział, że mogliby odwiedzić jej ojca, jej uśmiech natychmiast zniknął, a twarz pobladła.
- Nie! – krzyknęła, zanim zdążyła się powstrzymać. – To znaczy... Nie wiem, czy to dobry pomysł. Mój ojciec jest dosyć... trudny.
To określenie było eufemizmem, jeśli chodzi o Williama Baudelaire’a, ale nie czuła się jeszcze gotowa, by powiedzieć Colinowi, jak sytuacja wygląda naprawdę. Była jednak bardzo zmieszana i starała się zatuszować swoją wcześniejszą nagłą panikę, gdy tylko usłyszała propozycję odwiedzenia jej ojca. Colin w końcu nie znał prawdy, więc pewnie zaproponował to, myśląc że Raven chętnie poinformuje rodzinę o swoim „związku”. Ona jednak nie chciała się widywać z ojcem i przerażała ją szczególnie myśl o wpakowaniu się do jego posiadłości, gdzie znowu byłaby pod jego władzą. Bo gdzieś poza domem nie mógłby jej skrzywdzić, jako że ktoś mógłby coś zobaczyć.
- Ale możemy polecieć gdzieś indziej. Z pewnością jest tyle ciekawych miejsc, gdzie moglibyśmy się wybrać... – zaproponowała po chwili, starając się zmienić temat, odciągnąć jego zainteresowanie od kwestii ojca.
Raven Baudelaire
Raven Baudelaire
Zawód : brak
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogrody CFbqa8o
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t935-raven-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Ogrody [odnośnik]20.08.15 18:18
Och, w końcu po kilku miesiącach znajomości udało się jej wreszcie zapytać o tak istotną kwestię, jak używanie a raczej nieużywanie przez niego różdżki. Niesamowite, jakie postępy robi ta dziewczyna, może po prostu zdecyduje się w końcu zapytać go o matkę? Drwił z niej w myślach, jednocześnie na zewnątrz uroczo się uśmiechając... a przynajmniej próbując utrzymać uśmiech na twarzy, co z jego negatywnym nastawieniem do Raven wcale nie było takie proste. Owszem, zdarzały mu się krótkie chwile, gdy na moment zapominał o swoich zaborczych zamiarach i planach, o marzeniach pełnej dominacji nad dziewczyną i uzyskania nad nią całkowitej kontroli. Ale były to chwile przelotne, które wprowadzały trochę urozmaicenia w jego życie i – co przyjmował z ogromną ulgą – równie szybko znikały, co się pojawiały.
- To skomplikowane – zaczął niechętnie. - Byłem świadkiem zbyt wielu bezeceństw czynionych magią, a ostatnia wojna sama jest doskonałym dowodem na to, że potężna moc w rękach niebezpiecznych ludzi... Władając magią zapominamy o tym, że jesteśmy ludźmi i mamy pewne granice. Różdżka daje nam złudne poczucie potęgi, to przez nią pozwalamy sobie na więcej, niż powinniśmy – mówił coraz ciszej, a twarz chmurniała z każdą chwilą. - Świat bez magii równie piękny jak ten z magią, ale pozbawiony niebezpieczeństwa arystokratycznego narcyzmu. Dlaczego mam z tego nie korzystać? - odetchnął głęboko, ruszając przed siebie, jakby odpłynął nagle w zupełnie inny świat.
Nie chodziło mu o czyste obrzydzenie magią i zaklęciami, bo doceniał jej siłę i szanował dobro, jakiego dzięki niej dokonano. Ale magia była niebezpieczna, a źle wykorzystana mogłaby doprowadzić do katastrofy, jakiej czarodziejski świat jeszcze nigdy nie widział. Buńczuczne podrygiwania Grindelwalda byłyby wtedy jedynie żałośnie dziecinną farsą. Ze zdziwieniem przyznał jednak, że stosunkowo szybko przyzwyczaił się do braku zaklęć w swoim życiu. Rzeczy, które do tej pory wykonywał machnięciem różdżki, zajmowały mu co prawda więcej czasu, ale dawały jednocześnie jakąś satysfakcję i przyjemność, że wykonał je samodzielnie, bez wspierania się magicznymi formułami.
Z rozmyślań wyrwał go dopiero gwałtowny protest Raven. Ach, więc jednak się nie mylił i ojciec to faktycznie drażliwy punkt w jej życiorysie. Będzie się musiał o nim wszystkiego dowiedzieć, może nawet pokusi się o to, by odwiedzić go samemu, w tajemnicy przed dziewczyną i dzięki temu pozna nie tylko jej przeszłość, ale i jej skrywane sekrety i lęki? Musiał zapamiętać, by subtelnie wykorzystywać zdobytą wiedzę; zbyt częste wzmianki o ojcu mogły dać zupełnie inny efekt, niż delikatne straszenie szeptane na ucho. Strach należało budzić powoli i z wyczuciem, inaczej lęki przestają być lękami, a stają się zwykłym przyzwyczajeniem.
Skorzystał jednak z okazji i przyciągnął ją do siebie, obejmując mocno Raven i błądząc dłońmi po jej plecach i biodrach, jakby chciał ją chronić przed całym złem świata, ale jakże złudne to było wrażenie! - Masz rację, to beznadziejny pomysł – zgodził się, zanim odnalazł ustami jej wargi i wpił się z nie delikatnie, całując ją najpierw ostrożnie, by po chwili pozwolić sobie na nieco gwałtowniejszy pocałunek. Naparł na nią całym ciałem, zmuszając dziewczynę, by cofnęła się i wkrótce stała oparta o drzewo, które łaskawie znalazło się tuż obok. Ojciec Raven wypadł mu z głowy w jednej chwili, gdy dłonie Colina powoli przesuwały się po ciele dziewczyny, gładząc ramiona z niespotykaną dla siebie delikatnością. - Wybierzmy się do Kornwalii, o tej porze roku jest tam podobno nieziemsko pięknie – powiedział lekko zachrypnięty, gdy zdołał się w końcu od niej oderwać, a jego myśli przestały zapuszczać się w rejony mrocznych fantazji.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Ogrody [odnośnik]20.08.15 20:28
Było dużo rzeczy, o które Raven chętnie zapytałaby Colina. Bo o jego rodzinie nie wiedziała praktycznie nic, a teoretycznie powinna się nią interesować, bo przecież oficjalnie była spokrewniona z Fawleyami. Zawsze jednak czuła, że temat rodziców jest dla niego równie drażliwy, jak dla niej, więc bojąc się, że wtedy także zacząłby ją wypytywać, unikała tematu. Ale kiedyś musi go o to wypytać, bo przecież przed nim także musiała udawać, że jest czystej krwi i interesuje się swoją rodziną.
Kiedy mówił, patrzyła na niego ukradkiem. W zasadzie mogłaby to odnieść również do siebie; w rodzinnym domu nie raz była ofiarą niewłaściwie używanej magii. Użytej nie w dobrych celach, a po to, żeby ją krzywdzić. Magia mogła robić mnóstwo dobrych rzeczy, ale niewłaściwie stosowana, mogła przynieść więcej szkody niż pożytku, o czym Raven też się przekonała. Nieco niespokojnie potarła dłonią rękę, gdzie pod rękawem oraz zaklęciem maskującym kryły się blizny. Nie mogła dopuścić do tego, żeby Colin odebrał jej całkowicie różdżkę, gdyż wtedy nie mogłaby odnawiać zaklęć, co należało robić regularnie, i mężczyzna poznałby jej tajemnicę. A nie czuła się gotowa na zdradzenie mu jej.
- Ja nie pamiętam tych czasów, ale... wierzę, że mogło tak być – przyznała jedynie, nie chcąc jednak wdawać się w szczegóły tego, dlaczego musi się zgodzić z jego słowami, i wcale nie chodziło o jakąś wojnę, której i tak nie pamiętała.
Musi więc rzeczywiście uważać z tymi czarami, przynajmniej w jego obecności, bo wolałaby zachować różdżkę. Choćby do tych zaklęć maskujących, czy własnego komfortu psychicznego, że nie jest taka bezbronna. Choć przeciwko ojcu i tak nie potrafiłaby jej użyć.
Nie wiadomo, czy odwiedziny u Baudelaire’a cokolwiek całyby Colinowi. William z pewnością nie przyzna się do praktykowania czarnej magii ani porywania mugoli, bo mógłby mieć za to poważne kłopoty. Ale pewnie mógłby zdradzić inne ciekawe rzeczy na temat Raven, niekoniecznie powiązane z jego nie do końca legalnymi działaniami. Więc tak czy inaczej, Raven wolałaby zdecydowanie, żeby nigdy się nie spotkali sam na sam.
- Tak... Nie jestem jeszcze na to gotowa – szepnęła.
Mężczyzna po chwili przyciągnął ją bliżej siebie i objął. Dziewczyna na moment zesztywniała, ale już po chwili przylgnęła do niego, obejmując go chudymi rękami i czując jego ciepło. W porównaniu z nią wydawał się taki ogromny i gorący. Przesunął ją tak, że teraz opierała się plecami o drzewo, podczas gdy Colin zachłannie całował jej usta i gładził dłońmi jej szczupłe, kruche ciałko. Te doznania pochłonęły ją na tyle, że przestała myśleć o ojcu, a skupiła się na bliskości Colina, co było zdecydowanie przyjemniejsze.
- Możemy się tam wybrać. Kiedy tylko chcesz – zgodziła się, patrząc na niego. – Pokażesz mi swoje ulubione miejsca?
Wciąż opierała się o drzewo, trzymając dłonie na jego ramionach, a słońce przedzierające się przez liście górującego nad nimi drzewa rzucało na jej bladą twarz rozdygotane cienie.
Raven Baudelaire
Raven Baudelaire
Zawód : brak
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogrody CFbqa8o
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t935-raven-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Ogrody [odnośnik]21.08.15 11:56
Merlinie, co też go napadło z tą Kornwalią? Nigdy tam nie był, nawet nie pamiętał, by ktokolwiek mu coś o niej mówił i poza faktem, że roi się w niej od Weasley'ów, nie wiedział o tym małym hrabstwie zupełnie nic. Nawet w sprawach interesów nie zapuszczał się w tamte rejony, a teraz jakby nigdy nic wypalił, że Kornwalia w sierpniu wygląda wspaniale i koniecznie muszą się tam wybrać. Był zły na samego siebie, bo doskonale wiedział, co wywoływało w nim to dziwne zachowanie. Wystarczyło, że na chwilę zbliżył się do dziewczyny i dał ponieść tym szalonym emocjom, a już przestawał racjonalnie myśleć.
Ba! Zaczynał się nawet starać, by było jej przyjemnie albo nawet by ją zadowolić i sprawić, by była szczęśliwa. Takie zachowanie absolutnie nie mieściło się w planie Colina i natychmiast przywołał się do porządku. Nie mógł tak łatwo ulegać złudnym emocjom, które są wyłącznie zachcianką chwili i choć wypływają z głębi jego męskich pragnień, wcale to nie oznaczało, że musiał się im od razu poddawać. Tak, pragnął tej dziewczyny, ale jeśli chciał osiągnąć swój cel jak najszybciej i bez zbędnych i bezsensownym protestów z jej strony – te przywita z radością, ale dopiero w chwili, gdy dziewczyna znajdzie się już w jego władzy i będzie łkać skulona w kącie, czekając na kolejną obelgę i cios – musiał się kontrolować i panować na niechcianymi uczuciami, które atakowały go z całą zajadłością.
Oczywiście nie powiedział jej wszystkich powodów, dla których w jego domu nie stosowano magii. Nie spodziewał się bowiem, by zareagowała entuzjastycznie, gdyby stwierdził, że różdżka kusiłaby go do użycia bolesnych zaklęć i wypróbowania ich na dziewczynie, a to na dłuższą metę nie sprawiłoby mu żadnej satysfakcji. Widzieć ból, cierpienie i niepewność w jej oczach tak... ale wywołane fizycznym upokorzeniem i ciosem, które wymagają osobistego zaangażowania, wyciągnięcia ręki, splunięcia krzywdzącymi słowami, sączenia do ucha złośliwego jadu, by wskazać marność dziewczyny. Cierpienie – psychiczne i fizyczne – zadawane za pomocą magii, było dla Colina pozbawione tego indywidualnego zaangażowania, które czyniło je takim podniecającym.
Drzewo za jej plecami mogło dawać jej złudną nadzieję oparcia, ale w rzeczywistości stanowiło pułapkę bez wyjścia. Oparł dłonie po obu stronach jej ramionach, dotykając nimi chropowatej powierzchni drzewa i wpatrywał się w dziewczynę bez słowa, jedynie z lekkim uśmieszkiem w kącikach ust. Podobało mu się to, jak przylgnęła do niego chwilę wcześniej, z taką łatwością poddając się jego dotykowi. Wyczuł co prawda to pierwsze wahanie, ale było ono zdecydowanie krótsze od tych, które już przerabiali od początku swojej znajomości. Wszystko wskazywało na to, że Raven coraz bardziej się do niego przekonuje i niedługo nie tylko będzie się płaszczyła u jego stóp, znając doskonale swoje miejsce, ale będzie też grzecznie jadła mu z ręki, z wdzięcznością patrząc na jego dłoń, która tym razem oszczędziła jej bolesnego uderzenia w policzek, wymierzonego tak naprawdę nie to po, aby ukarać ją jako osobę, ale by dotknąć cały ród Fawley'ów.
To było dość paradoksalne doświadczenie. Gdyby nie jej pochodzenie, z pewnością spotkawszy ją na ulicy pokusiłby się o mały flirt i romans. Niestety... albo właśnie stety dla niego, dziewczyna miała jedną wadę – pochodziła z rodziny, której on całym sercem nienawidził. Nachylił się nad nią, by jeszcze raz ją pocałować, zanim udzieli jej odpowiedzi na zadane pytanie, ale właśnie w tym momencie jego żołądek postanowił mu przypomnieć, że niezjedzone śniadanie nie było dobrym pomysłem. Burczenie w brzuchu Colina przerwało chwilą ciszę panującą między nimi, a on sam uśmiechnął się przepraszająco i z pewny zawstydzeniem.
- Może jednak wracajmy do domu i coś zjedzmy – zaproponował, łapiąc Raven za rękę i wyciągając z powrotem na ścieżkę. - W przeciwnym razie rzucę z głodu na wszystko, co znajdzie się w zasięgu mojego wzroku, a chciałbym tylko zasugerować, że w obecnej chwili jesteś to wyłącznie ty – zaśmiał się i ruszył w stronę domu, który przebijał zza drzew i krzewów.

z/t x2
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Ogrody [odnośnik]20.09.15 19:06
|kontynuacja stąd|

Była znana z tego, że kilkoma dobrze dobranymi słowami potrafiła boleśnie zranić męską dumę. Po dwóch drinkach ze śmiechem nazywała to werbalną kastracją. Miała w tym kierunku szczególnie duże predyspozycje jako kobieta wyzwolona. Mężczyźni mieli na jej życie tylko taki wpływ na jaki im pozwalała. Nie dało się jej przywołać do porządku powołując się na jej płeć i zależność od męża, ojca czy brata. Była panią samej siebie i żeby spróbować ją sobie podporządkować, trzeba było stanąć z nią do równej walki - w tym wypadku werbalnej właśnie. A niewielu było takich, którzy potrafili przebić się przez jej wysoko wzniesione mury i zrobić jej faktyczną krzywdę. Ona za to z upodobaniem wbijała szpilki krytykując i drwiąc. Zwykle uchodziło jej to płazem! Nie pamiętała kiedy ostatni raz wpakowała się po takiej wymianie zdań w pojedynek. Choć pojedynek z Colinem brzmiał jednak nieco... abstrakcyjnie. Zupełnie nie umiała go sobie wyobrazić z różdżką, przywykła do niego jako ewenementu - czarodzieja, który nie władał magią. I szanowała to dziwiąc się jedynie w duchu. Jak widać nawet on nie mógł zbyt długo walczyć z tym co miał we krwi. Magii nie można było przecież porzucić! Sama Rita potrzebowała jej do życia niczym tlenu.
- Uwielbiam gdy zabierasz mnie w ustronne miejsca, skarbie. - zamruczała pod nosem, a kpina wypełniała każde jej słowo. Musiała jednak przyznać, że była nieco podekscytowana tym wszystkim. Lecz Pokątna, na której się tak szczęśliwie spotkali była bardzo kiepskim miejscem na pojedynek - niezależnie od tego jak bardzo (nie)poważny miałby on być. Zwłaszcza, że stojąc tam ledwie przez moment już zaczynali wzbudzać pewną uwagę. Rozmawiali zbyt poufale, a choć Rita uważnie pilnowała czy nikt nie podsłuchuje (ach, te nawyki z Nokturnu!), to nawet pojedyncze wyrwane z kontekstu zdania mogłyby postawić ich w przyszłości w dziwnej i niekomfortowej sytuacji. Dlatego deportowali się do jego rezydencji w Szkocji, w której Rita pojawiła się już po raz drugi w tym miesiącu.
- Mam nadzieje, że Twoja ptaszyna nie wpadnie nam przeszkodzić? - zapytała, gdy szukali w ogrodzie odpowiedniego miejsca, by stanąć naprzeciwko siebie. - Już teraz ma za dużo pytań o nasze relacje. Nie chciałabym jej przesadnie mieszać w głowie. - złośliwy uśmieszek na jej usteczkach wyrażał oczywiście zupełną odwrotność jej słów. Mieszanie Raven w głowie nadzwyczaj ją bawiło. Chętnie by to powtórzyła.
Kiedy mieli już wybrane miejsce, Rita błyskawicznie zwinęła włosy w niedbały kok i podwinęła rękawy koszuli. Z kieszeni spódnicy wydobyła swoją oddaną leszczynową różdżkę.
- Bez czarnej magii i trwałych uszczerbków na zdrowiu, kochanie. - oznajmiła tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Wiesz, że lepiej mnie nie złościć. Ręka mi drży potem nad eliksirami i złe rzeczy się dzieją. - zakończyła z delikatnie zawoalowaną groźbą. No cóż, najwidoczniej nie ufała mu tak bardzo. Kiedy przytaknął, ukłoniła mu się elegancko jak wypada przed pojedynkiem i uniosła różdżkę do góry.
- Raz. Dwa. Trzy. Steleus!* - po odliczeniu rzuciła zaklęcie, nie zwlekając z atakiem nawet sekundy.

*Cel zaczyna kichać przez krótki okres czasu (2 tury). ST 45




She wears strength and darkness equally well
The girl has always been half goddess, half hell.



Ostatnio zmieniony przez Rita Sheridan dnia 20.09.15 19:07, w całości zmieniany 1 raz
Rita Sheridan
Rita Sheridan
Zawód : Trucicielka, lichwiarka, hazardzistka
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
The black heart angels calling
With kisses on my mouth
There's poison in the water
The words are falling out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogrody Tumblr_nedt1rBwd81rawb5do1_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t600-margerita-sheridan https://www.morsmordre.net/t714-poczta-rity#2428 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-smiertelny-nokturn-13-3 https://www.morsmordre.net/t989-panna-rita
Re: Ogrody [odnośnik]20.09.15 19:06
The member 'Rita Sheridan' has done the following action : Rzut kośćmi

'k100' : 54
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogrody Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Ogrody
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach